Page:PL X de Montépin Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza.djvu/180

This page has not been proofread.
XXX.

 Duplat osłupiał, posłyszawszy tę propozycye, siedząc niemy, z otwartemi ustami.
 Merlin, ściskając w ręku sztylet, oczekiwał odpowiedzi, wreszcie były sierżant podniósł głowę.
 — Wszakże Centralny Komitet nasz odrzekł — posyła cię do Wersalu w swojej sprawie? Chodzisz tam służąc niby Kommunie, a powracasz tu dla prowadzenia interesów Wersalskich! Znaczy to, nosić płaszcz na dwóch ramionach, mój stary!
 — Wobec ciebie, jako intelligentnego człowieka i godnego zaufania, wyznam, iż tak jest w rzeczy samej!
 — Mógłbym cię oskarżyć przed komitetem — szeptał dalej Duplat — a wtedy rozstrzelano by cię w jednej chwili.
 — Wiem o tem; zanim jednak byś zdołał mnie zadenuncyować, otrzymałbyś tęgie uderzenie w bok nożem. Zresztą ta denuncyacya nie przyniosłaby tobie korzyści, niema więc nie bezpieczeństwa.
 — Mówiłem to tylko dla żartu — odparł kapitan — pokładasz we mnie zaufanie, dowiodłeś mi tego, ja cię więc przekonam nawzajem, że jestem twoim przyjacielem; będziemy mogli, sądzę, porozumieć się z sobą.
 — Byłem tego pewny, wiedząc, że jesteś wyższym po nad gminne przesądy.
 — Przesądy? — powtórzył Duplat — niema ich tam, gdzie chodzi o przygaszenie pożaru.
 — Zwróć także uwagę — zaczął Merlin — że Wersalczykowie, stawszy się panami Paryża, wymierzą straszny odwet tym wszystkim, którzy z bronią w ręku służyli Kommunie, a nadewszystko dowódzcom.
 — Duplat zadumał, pomyślawszy o swoich galonach, któremi się tak pysznił przed chwila.
 —Ha! odwet!... wyszepnął. Czy przedsięwziąłeś jednak środki ostrożności? Wszak jesteś przezornym?
 — Nie chełpię się z tego.