na chwilę o wypłaceniu przyobiecanej nam sumy, w razie, gdyby się nam powiodła ta sprawa.
— Och! i ja zarówno, wszak będę wierzył silniej, skoro otrzymam od ciebie nieco monety. Ile mi dasz?
— Równy tysiączek.
— To za mało!
— Nie mam przy sobie więcej.
— Ha! to daj ile możesz.
— Mam więc twoje słowo?
— Słowo uczciwego człowieka!...
Na te wyrazy Merlin wykrzywił twarz komicznie, czego ciemność niedozwoliła dostrzedz jego towarzyszowi, a wydobywszy z portmonetki papier, na osiem części złożony, wsunął go w rękę Serwacego.
— Oto, — rzekł, tysiąc franków.
Duplat, chwyciwszy banknot, przesuwał po nim palcami.
— Czy nie podrobiony przynajmniej? — —pytał zartobliwie.
— Życzę ci takich jak najwięcej! Schowaj i milcz.
— Idźmyż więc teraz na kieliszek...
Zaraz, ponieważ jeszcze mam coś do powiedzenia.
— Mów prędko, bo dyabelnie zimno w tej piwnicy. Wilgoć przejmuje do kości.
— Otóż więc jesteśmy obadwa, nowo zaciężni w służbę Wersalskiego rządu; zaczął Merlin.
— Ułożone i zrozumiane, a jeżeli dobrze zapłaci służyć mu będę dobrze za jego pieniądze.
— Powinieneś czynić tak, jak ja czynię, okazywać najwyższą gorliwość dla Komitetu centralnego Kommuny, ażeby zyskać ich zaufanie, a potem z tego korzystać na inną stronę.
— Bądź spokojny! Potrafię to lepiej od ciebie uczynić.
— I zachowaj w pamięci me słowa. Pozostaw księży w spokoju, a w razie potrzeby stań nawet w ich obronie, jeżeli będziesz miał ku temu sposobność.
Wyrazy te przypomniały Duplat’owi zaszłą scenę z wikarym, gniew jego jednak wkrótce przeminął.
— Zostawić ich w spokoju? — wymruknął niechętni — będzie to rzecz trudna... wszak jeśli takim jest rozkaz rządu
Page:PL X de Montépin Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza.djvu/183
This page has not been proofread.