Wcale jej niewidziałem. Czyliż podobna mi było z nią się zobaczyć?
— Pisałeś jednak do niej zapewne?
— Ach! czyż Prusacy pozwalali przejść listom?
— Po podpisaniu układów, usunięto to obostrzenie.
— Pisałem wtedy, lecz moja żona nieprzyszła. Miałażby umrzeć? o Boże!... Księże wikary — szeptał błagalnie — jeżeli chcesz mi sprawić nieco radości przed zgonem, zaklinam!... napisz do Joanny. Twojemu listowi przejść dozwolą!.... Niechaj tu przyjdzie moja żona.... Niechaj ją zobaczę i uścisnę po raz ostatni przed śmiercią.
Grube łzy spływały po wychudłych policzkach umierającego.
— Wszak nie odmówisz mej prośbie, księże wikary? — powtarzał.
— Radbym zadość ci uczynić — odrzekł smutno młody kapłan — ale nieszczęściem to niepodobna!
— Dla czego?
— Paryż obecnie jest jak najściślej zamkniętym dla wszelkiej korespondencyi, przychodzącej z zewnątrz.
— Ach! tak... wojna domowa gorsza nad wszelkie inne! — wyszepnął Rivat!
— Dotad trwa ona, niestety!
— A zatem przed śmiercią nie zobaczę mojej Joanny?
Ksiądz d’Areynes na to nic niemógł odpowiedzieć. Nie znajdował wyrazów na pocieszenie tej duszy strapionej, na zabliźnienie tych ran serca palących, a nieuleczalnych!
— Joanna zatem nie przyjdzie! — powtarzał z rozpaczony i ja sam umrę... sam... opuszczony! Śmierć mnie zabierze i ta biedna moja istota ukochana nie będzie nawet wiedziała, gdzie moje ciało spoczywa! Nie będzie wiedziała,