Silne omdlenie, w jakiem się znajdował, pozwalało chirurgowi dokładnie i według woli ranę wybadać.
Omdlenie to ustąpiło dopiero po wysondowaniu, ponieważ Bawarczyk chciał się przekonać o możności lub niemożności wyjęcia kuli.
Blasius Wolff, mężczyzna trzydziesto kilko letni, nizki i krępy, szwankował na punkcie elegancyi, dawała się wszelako dostrzedz iskra intelligencyi w jego spojrzeniu, i na jego pucołowatej twarzy okolonej rudawym zarostem.
Grube, wydatne wargi oznajmiały w nim pewna dobrotliwość.
Był to w rzeczy samej jeden z sumiennych naukowych ludzi, lekarz, znający swa sztukę.
Zastosował nacięcie, wyjął kulę ugrzęzłą ukośnie w boku ranionego, przyłożył kompres, zostawił polecenia niemieckiemu żołnierzowi, który miał czuwać nad chorym, i wyszedł, ażeby się udać powtórnie do pana d’Areynes.
Stan zdrowia starca nie polepszał się bynajmniej, co spostrzegłszy Bawarczyk zmarszczył brwi z niezadowoleniem.
— Czy nie mógłbyś mi dostarczyć potrzebnych medykamentów z sąsiedniego miasta, zajętego przez nasze wojska?— pytał Piotra Renaud.
— Mamy panie w zamku apteczkę....
— To dobrze... Prowadź mnie do niej.
Wyszli oba.
Piotr, zapaliwszy świecę, wprowadził niemieckiego doktora do przyległego pokoju, od którego miał klucz w kieszeni.
Ściany tegoż były szczelnie założone oszklonemi szafkami. Na półkach, po za szybami, widać było w należytym porządku ustawione flaszeczki, butelki, słoiki, naczynia różnego rodzaju, a wszystko skrupulatnie opatrzone etykietami, zawierające mnogość przedmiotów farmaceutycznych, najbardziej będących w użyciu.
— Oto, co posiadamy, panie! — rzekł sługa.
Blasius, nałożył okulary, a zbliżywszy się do witryn, rzucił okiem na etykiety, poruszeniem głowy okazując zadowolenie.
Page:PL X de Montépin Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza.djvu/20
This page has not been proofread.