Page:PL X de Montépin Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza.djvu/204

This page has not been proofread.

 Jak błyskawica w noc ciemną, myśl dziwna przez mózg mu przebiegła. Przypomniał sobie Weronikę, te stara kobietę, która przyszła prosić go o opiekę nad wdowa po Pawle Rivat. Przypomniał opowiadanie staruszki, o tej młodej kobiecie.



XXXIV.

 Joanna Rivat miała wydać na świat dziecię jednocześnie z Henryką. Gdyby to dziecię Joanny żyło?... chłopiec czy dziewczyna, mniejsza o to! Gdyby mógł je dostać to dziecię, kupić je... lub ukraść wreszcie!
 Potrzebował żyjącego dziecka, na zastąpienie zmarłego, dla stawienia zapory hrabiemu d’Areynes, ażeby tenże nie unieważnił testamentu, ażeby on, Gilbert mógł otrzymywać dochód z czterech miljonów pięciuset tysięcy franków, legowanych na rzecz dziecka Henryki.
 — Sto siedemdziesiąt tysięcy liwrów rocznej renty! — powtarzał, chwytając się za głowę.
 Taka suma miałaby mu się z rąk wymknąć? Nie!... nigdy! On niedopuści tego!..
 — Ach! gdyby Duplat tu był? — poszeptywał z cicha — Serwacy Duplat, gotów do wszystkiego! Oto człowiek jakiego mi trzeba. Jakże by mi łatwo przyszło z nim się porozumieć!
 Zaczął rozmyślać, a z tego rozmyślania wynikł rezultat, iż potrzeba mu jak najrychlej z tym łotrem się widzieć.
 O zaszłą zwadę z wikarym, Gilbert nie troskał się wcale. Duplat za pieniądze zapomni o wszystkiem i zrobi wszystko!
 Lecz gdzie go odnaleźć?
 Gilbert znał dobrze tego człowieka, wiedział, że o ile jest podłym, o tyle i tchórzem, obawiał się przeto, czyli on nie uciekł z chwilą wejścia wojsk Wersalskich do Paryża. Nie przypuszczał, ażeby on dozwolił się zabić na barykadzie.