Page:PL X de Montépin Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza.djvu/213

This page has not been proofread.

 Po kawie nastąpił poncz „monstre“ zwany, zapalony w tej samej salaterce, w jakiej podawano sałatę.
 Mężczyźni byli już na dobre pijani; poncz reszty dokonał. Duplat uśmiechał się, widząc tak pomyślny obrót swych planów.
 — Dobrze idzie! — rzekł jeden z obecnych zająkliwym głosem. Przyjęcie wspaniałe!... brak nam tylko kobiet. Gdyby tak można było na prawach rekwizycyi zwerbować ich tu choć z jakie dwa tuziny?!
 Duplat zerwał się z majestatyczną powagą, zmarszczonemi brwiami. Dobył z za pasa rewolwer.
 — Nieważ się powtórzyć tego więcej! — zawołał grzmiącym głosem, podnosząc rewolwer nie waż się!... mówię, inaczej w łeb ci strzelę. Komuna powierzyła nam posterunek, jakiego pilnie strzedz trzeba. Kobiety przeszkadzałyby nam tylko w pełnieniu obowiązków... One tu niepotrzebne! Pijcie, krzyczcie, śpiewajcie, róbcie co wam się tylko podoba, ale bez kobiet... bez kobiet!
 Zaczęto pić na nowo.
 — Ha! ha! — pomyślał Duplat — kobiet im się zachciewa? Tego by tylko jeszcze brakowało, aby zniweczyć me plany! I zakomenderował:
 — Hej! zmienić wartę!
 Sierżant się podniósł.
 Zataczając się i chwiejąc, wywoływał żołnierzy, mających pójść na zmianę. Było ich pięciu, a wszyscy w straszny sposób pijani.
 W kilka minut później szyldwachy, dla których pozostawiono część żywności i napojów, zasiedli przy stole.
 Nie wiele było potrzeba, aby popili się tak, jak ich towarzysze, z których trzecia część leżała bezprzytomnie na materacach rozrzuconych w kątach sali, zmienionej obecnie na sypialnię. Butelki i dzbanki po winie stały opróżnione, niemi na stole dawało się pomiędzy niemi jedynie kilka butelek rumu i absyntu.
 Serwacy Duplat zanosił sam napełnione szklanki leżącym, którzy nie mając siły się podnieść, przybliżali je do ust drżącemi rękoma, rozlewając połowę płynu po ubraniu.
 Powietrze w tej sali było przepełnione zabójczemi wyziewami z wina, potraw i alkoholu.