Page:PL X de Montépin Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza.djvu/239

This page has not been proofread.



XL.

 — Bitwa na zewnątrz wrzała z całą zaciekłością.
 Bombardowanie miasta zwiększało się z każdą chwilą. Bicie w bębny ze wszech stron huczała. Dzwony poczęły uderzać żałobnie.
 Pomimo lampki oświetlającej wewnątrz ubogą izbę, w której Joanna Rivat zdawała się dogorywać, a gdzie dziwnym przeciwieństwem losu, dwie nowonarodzone bliźniaczki spały snem spokojnym, jak gdyby kołysane ręką anioła, Weronika uczuła nagle przestrach, mrożący krew w jej żyłach.
 Dzikie okrzyki dobiegały aż do niej z ulicy. Wzywania do broni, bicie bębny, odgłosy trąb, przekleństwa i śpiewy ponure, wszystko to razem tworzyło przerażający haos.
 Jakiś pies pozostawiony w opustoszałym domu, wył przeraźliwie.
 Biedna Weronika rada była zadrzemnąć, spocząć choćby przez godzinę, ażeby wzmocnić swe siły. Czyż jednak mogła przymknąć powieki w takim piekielnym hałasie?
 Drżała od stóp do głowy.
 Nagle, zdawało się jej, ze słyszy jakieś kroki biegnącego szybko po wschodach człowieka.
 Byłożby to złudzeniem? Pobiegła do drzwi i otworzyła je, a jednocześnie Joanna się rozbudziła.
 Wsparłszy się na łokciach, rzuciła wzrokiem w około siebie. Jęk cichy wybiegł z jej piersi.
 — Moje dzieci! szepnęła, spoglądając na uśpione w kołysce niemowlęta.
 Weronika pośpieszyła do niej, pozostawiwszy drzwi otwarte.
 — Jakże? Czy ci lepiej Joasiu? — zapytała. — Może chcesz..
 Huk nagły, straszliwy, przeciął jej mowę.
 Sufit zapadł się, pod ciężarem granatu, który, przedziurawiwszy dach, wybuchnął w pokoju.