częta?... Nigdy! To niepodobna!... Trzeba jakiś sposób wynaleźć?
— Sposób nasuwa się bardzo prosty!...
— Masz go więc?
— Mam
— Cóż zatem?
— Pójdę do mera, jedenastego okręgu i powiem żem uratował dwoje tych piskląt z palącego się domu... żem je z narażeniem własnego życia wydobył z płomieni! Wynajdę taką historyjkę, która może mi jeszcze zjednać kiedyś nagrodę cnoty Monthyon’a. Bądź spokojny! Ja to potrafię pięknie ułożyć! Nikt mi kłamstwa nie zada w tym razie!
— Jesteś tego pewnym?
— Ma się rozumieć i opieram tę pewność na silnych podstawach. Dom, w którym mieszkałem przed kilkoma godzinami, już nie istnieje. Kupa gruzów zaledwie pozostała z niego.
— A Joanna Rivat?
— Nie obawiaj się ażeby przeczyć zechciała! Widziałem ją na łóżku, broczącą we krwi. Odłam granatu ranił ją w głowę.
— Umarła zatem?
— Gdyby nawet od tego pocisku nie umarła, to pożar dokonał reszty dzieła. Zostały z niej na pewno popioły, jak i z matki Weroniki leżącej z przebitą piersią na podłodze. Ta okoliczność właśnie pozwoliła mi porwać dwoje tych malców. Obie kobiety leżały bezprzytomne niezdolne do jakiegokolwiek oporu.
— A więc o tem porwaniu nikt nie wie?
— Jakież to głupie, idjotyczne zapytanie! Ty i ja tylko wiemy o tem co nastąpiło!
— W takim razie, możesz pójść śmiało do mera i zeznać, że ta dziewczynka jest córką Joanny Rivat.
— Nigdy! — zawołał żywo Duplat.
— Dla czego?
— Dla tego, że to dla malca byłoby niepezpiecznem. Zaraz ci to wytłumaczę.
Oddziały w biurach zejść i urodzeń, funkcyonują jak dawniej w merostwie jedenastego korpusu. Nic nie upewnia, czy stara Weronika nie chodziła z zeznaniem o narodzeniu się bliźniąt, a gdyby nawet tego nie zrobiła
Page:PL X de Montépin Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza.djvu/253
This page has not been proofread.