Page:PL X de Montépin Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza.djvu/27

This page has not been proofread.




IV.

 Na to zapytanie d’Areynes, jak gdyby poruszył głową. Wysiłek woli zgalwanizował na chwilę nerwy i muskuły, obezwładnione paraliżem.
 Dźwięk chrypliwy, rodzaj świszczenia, wybiegł z jego zaciśniętego gardła.
 Mimo, że ów dźwięk był bardzo niewyraźnym, obecni zrozumieli, że hrabia chciał przecząco odpowiedzieć..
 — To źle!... źle bardzo.... — rzekł doktór, — bo jakkolwiek bądź mam wszelką nadzieję uratowania ciebie i przywrócenia ci mowy, Bóg tylko jest panem życia ludzkiego. Jeżeli chcesz, hrabio, sprowadzę notaryusza, możesz pisać testament bez świadków.
 — Nie! — odpowiedział chory spojrzeniem.
 — To może w obec którego z członków twojej rodziny?
 — Tak, — rzekł ruchem powiek.
 — Kogóż więc sobie życzysz? — pytał Pertuiset dalej.
 — Ach! ja wiem kogo pan żąda!... — zawołał Piotr Rénaud. — Wiem panie?
 — Kogo?
 — Księdza d’Areynes, wikarego z parafii świętego Ambrożego. Jestem pewien, że się nie mylę! — Spojrzyj pan na twarz pana hrabiego!...
 Uszczęśliwiony, że go zrozumiano, chory, w rzeczy samej miał twarz rozpromienioną.
 Dwukrotnie podniósł i opuścił powieki, co znaczyło:
 — Tak,... tak!
 — Masz słuszność, — rzekł doktór, — takiem jest rzeczywiście życzenie mojego przyjaciela, ale nieszczęściem zdaje mi się być ono niemożebnem do wykonania. Ksiądz d’Areynes przebywa w Paryżu. Pisać do niego lub posłać mu depeszę, niepodobna, ponieważ Prusacy zajęli poczty i wszystkie linie telegraficzne. Żadna droga nie jest dla nas otwartą. Armija niemiecka idzie w tej chwili na Paryż, pozbawiając nas wszelkich środków korespondencyj.