Page:PL X de Montépin Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza.djvu/271

This page has not been proofread.

rze, ażeby Franciszka Leroux, tak się nazywa ta mamka, zechciała się podjąć opieki po nad tem dzieckiem.
 — Przygotuję ten dowód.
 — Lecz kto zaniesie tam małą? — pytał urzędnik.
 — Jej wybawca! — zawołał Merlin z rzadką przytomnością umysłu.
 — Chciałbyś pan spełnić ów czyn tak piękny, panie Servaize? — pytał mer, zwracając się do Duplat’a.
 — Bez wachania, panie merze! — łotr odrzekł, a w duchu myślał: Szczwany lis ten Merlin, nasuwa mi najlepszą sposobność wymknięcia się z Paryża, a raz wydostawszy się zeń, ukryje się w Champigny, u Palmiry.
 Będę towarzyszył temu panu aż do bram Charenton — mówił Merlin dalej — i w tym celu będę pana prosił, panie merze, o podpisanie paszportu, który następnie zawizuję w komisoryacie Grande Roquette.
 — Na czyje nazwisko mam wydać ten paszport?
 — Na nazwisko Juljana Servaize — rzekł agent.
 — Przygotuję go. Chciejcie panowie zaczekać w kancellaryi.
 Urzędnik wraz z Merlin’em i Duplat’em wyszedł od mera udając się do swego biura, gdzie zaczął spisywać protokuł.
 — Pańskie nazwisko? — pytał Duplat’a. — Zdaje mi się, że Juljan Servaize. Czy tak?
 — Tak panie odrzekł bez wachania były sierżant.
 — Miejsce zamieszkania?
 — Ulica la Roquette, numer 22, dom spalony — odrzekł szybko Merlin.
 — A pana jak mam zapisać, panie Merlin?
 — Alfons Izydor Merlin, ulica des Boulets, numer 14.
 — Proszę podać numer spalonego domu, z którego wybiegła matka tego dziecka.
 — Nie znamy go panie. Wszystko tam na raz gorzało, zresztą pod gradem kul, niepodobna było rozpatrywać się w numerach.
 — Żadnych więc śladów niemamy co do matki?
 — Żadnych.
 — To dziecię, które pan uratowałeś, czy było natenczas owinięte w kołderkę jaką okryte jest teraz?