— Tak panie.
— Podyktuj mi pan szczegółowo opis tej kołderki.
Merlin oglądając nakrycie dziecka, dyktował:
— Kołderka biała wełniana, mająca na każdym rogu pięć prążków czerwonych, pooddzielanych jedne od drugich przestrzenią na pięć centymetrów. Na ostatnim prążku tkaniny, wyryty wyraz: „Surfine“.
— Bielizna dziecka znaczona?
— Niewiem tego.
— Chciej pan zobaczyć.
Merlin rozwinął małą, która krzyczeć głośno zaczęła.
Biedactwo to, miało tylko na sobie perkalowy kaftaniczek.
— Bielizna jest znaczona literą R. tak jak i czapeczka — rzekł agent.
Urzędnik zapisywał podane sobie szczegóły.
— Litera R. myślał Duplat — początkowa w nazwiskach Rivat i Rollin. Diwnie się to składa zaiste?
— Na ciele dziecka niema żadnych szczególnych znaków? — pytał urzędnik Bertin.
— Żadnych! — odrzekł po obejrzeniu Merlin.
— Jaki wiek może mieć to dziecię?
— Och! trzy dni, najwyżej... a musi dziewczynka być silną i zdrową, skoro się zachowuje tak spokojnie po tylogodzinnem wygłodzeniu.
— Trzeba jej dać jakiś napój wzmacniający — mówił Bertin — dopóki nie powierzymy jej mamce. Idź pan do apteki, panie Merlin i każ to przyrządzić, podczas gdy ja dokończę protokułu z panem Servaize.
— Biegnę! — odparł agent. I wyszedł.
Po kilku minutach powrócił, niosąc płyn i łyżeczkę.
Duplat napoił małą bez trudu.
— Dobrze pije... chce żyć! — zawołał śmiejąc się Merlin.
Urzędnik skończył wpisywanie protokułu do ksiąg rejestrowych.
— Pzeczytam panom ten akt, który podpiszecie oba — rzekł wstając.
Page:PL X de Montépin Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza.djvu/272
This page has not been proofread.