cko Franciszce Leroux pomyślę o sobie i zobaczymy czy te potwory z policyi Wersalskiej ośmielą się wyciągnąć ku mnie swe łapy?
Powóz toczył się szybko po pustej drodze w Saint-Maurice.
Nagle promień słońca wytrysnął z poza szarych obłoków, obsypując jak gdyby złocistym pyłem krzaki bzu kwitnącego, oświetlając mury mieszkalnych budynków ciągnące szeregiem po lewej stronie drogi. Z prawej po nad cicho płynącą odnogą Marny, pochylały się wierzby i olchy, obsypane rosą, błyszczącą pod promieniami słońca, jak dyamenty.
Ukryte w giętkich gałązkach ptastwo śpiewało zawzięcie, ciesząc się rozkoszą wiosny. Cała przyroda odżywała na nowo, jak gdyby ta straszna walka z Kommuną niezabroczyła krwią francuzkiej ziemi.
W Gravelle, Duplat odesłał fjakra i szedł szybko droga wiodącą wprost do Saint-Maur-les-Fossés.
Wdowa Franciszka Leroux mieszkała przy ulicy Pont-de-Créteil, w domku położonym między ogrodem a podwórzem, gdzie Duplat niosąc na ręku małą Różę, przybył we dwadzieścia minut.
Drzwi od dziedzińca były zamknięte.
Zadzwonił. Stara kobieta mu otworzyła.
— Czego pan sobie życzysz? — zapytała.
— Chce się widzieć z panią Leroux.
— Proszę wejść, zaraz nadejdzie ma córka.
Były kapitan wszedł do obszernego pokoju, pod ścianami którego znajdowało się symetrycznie ustawionych ze dwadzieścia miniaturowych łóżeczek, na których siedziały dzieci bawiąc się i krzycząc.
Najstarsze z nich, mogło mieć lat dwa zaledwie.
Franciszka Leroux zajęta natenczas karmieniem jednego z maleńkich pensyonarzów, ukazała się po chwili. Była to wieśniaczka trzydziestoletnia o nader sympatycznej fizyonomii.
Wyjaśniwszy jej cel swego przybycia Duplat oddał list urzędowy mera, jedenastego okręgu.
— Dobrze, panie odpowiedziała wdowa po przeczytaniu. — Biedne maleństwo! — dodała, biorąc z rąk Duplat’a
Page:PL X de Montépin Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza.djvu/281
This page has not been proofread.