— Zaczekajcie! — wołał — zaraz wam otworzę!
— Spiesz prędko! — odparł oficer — potrzebujemy zająć wasze okna.
— Idę... już idę! Boże!... mój Boże! wołała pani Leblond z rozpaczą — będą się bić w naszym domu, z okien będą strzelali.
Magdalena załamując ręce, poszeptywała:
— Jezu miłosierny! nlituj się nad nami!
— Bez krzyków i płaczów! — zawołał doktór. — Nie zabiją nas... ale przeciwnie, osłonią swoją opieką. Zamiast lamentować, cieszyć się powinniśmy. Armija porządku przybywa nas ocalić. Weź świecę Magdaleno i idźmy otworzyć tym dzielnym ludzom, którzy spieszą zgnieść tę potworną Kommunę!
Wyrazy te, dodały odwagi słudze wikarege. Pochwyciwszy świecę, szła wraz z doktorem na wschody.
Świeca, trzymana wysoko w ręku przez Magdalenę, dokładnie je oświetlała.
Skoro zeszli na dół, pan Leblond cofnął się przerażony przed jakiemś leżącem ciałem, które mimo że twarzy rozeznać nie było można, czarna sutanna rozwinięta na wschodach świadczyła o jego stanowisku.
— Trup! zawołał pan Leblond ksiądz to, ksiądz wyraźnie!
Przestraszona Magdalena, uklękła przy ciele i uniosła głowę leżącego oświetlając ją świecą.
Konwulsyjne drgnięcie wstrząsnęło nią całą i przytłumionym głosem:
— Boże! to ksiądz d’Areynes, nasz zacny wikary! — wyjąknęła.
Przerwane chwilowo uderzenia w bramę, powtórzyły się z całą gwałtownością. Krzyczano niecierpliwie, a nawet groźnie.
— Otwierajcie! bo inaczej....
Leblond poskoczywszy, bramę kluczem otworzył. Na progu ukazał się oficer kawaleryi.
— Dla czego pan się tak opóźniasz z otwarciem? wołał surowo.
— Troje nas tylko jest w tym domu, kapitanie — odrzekł doktór — ja i dwie stare kobiety. Nieposiadamy chybkości lat
Page:PL X de Montépin Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza.djvu/293
This page has not been proofread.