Page:PL X de Montépin Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza.djvu/314

This page has not been proofread.



XII.

 — To tu!... rzekł Boulard pół głosem, wskazując emaljowaną sabliczkę przybitą nade drzwiami a oznaczoną 9 numerem.
 Duclot spojrzał badawczym wzrokiem w podwórze okolone żywopłotem z kwitnących cierni, po za którym ukazywał się ogródek.
 — Ha! ha! panna Palmira zamieszkuje w willi, to szyk nie lada! — zaśmiał szyderczo Boulard.
 — Jak w wieży du Nesle! — poparł Duclot. — Czy jednak mieszka tu sama? o to nam chodzi?
 — Według wszelkich oznak, to prawdopodobne!
 — A zatem, naprzód... śmiało!
 To mówiąc Duclot silnym uderzeniem pięści we drzwi uderzył.
 Serwacy Duplat zerwał się w izbie na równe nogi. Zaniepokoił go ten nagły hałas. Zaczął nasłuchiwać.
 Uderzono we drzwi powtórnie.
 — To nie może być Palmira!-wyszepnął — ona wzięła klucz z sobą. Omylił się ktoś, lub może która z koleżanek przyszła do niej? Czekajmy cierpliwie; skoro sobie potłucze palce stukaniem, odejdzie!
 Tu wypuściwszy kłąb dymu z cygara, czytał dziennik dalej.
 Policyanci niecierpliwić się zaczęli.
 — Czyżby w domu nie było nikogo? wyszepnął Boulard.
 — Dowiemy się zaraz — odparł Duclot i głośno zawołał: — Panie Servaize!... panie Servaize!
 Na to wezwanie, zerwał się Duplat wystraszony.
 — Servaize? — wyszepnął — wołają na mnie Servaize? nazwiskiem jakie nadał mi Merlin przy podpisaniu aktu w merostwie jedenastego okręgu? Co to ma znaczyć? — on tylko jeden zna to nazwisko?
 Głos za drzwiami, wołał coraz silniej:
 — Panie Servaize!...