Page:PL X de Montépin Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza.djvu/34

This page has not been proofread.

 Były to ognie biwaków tylnych straży pruskiej armii, obozujących w około zajętych wiosek.
 Podróżny zadumał przez kilka sekund, poczem wyciągnąwszy rękę ku lewej stronie:
 — Nancy, jest tam! — wyszepnął. — Za godzinę mogę być na gościńcu.... Tą drogą więc udać się trzeba.
 Zdjął pakuły i bandaże z kopyt końskich, a wskoczywszy na siodło, z lekkością wprawnego jeźdźca, puścił się w bieg galopem.
 Wierzchowiec rasowy, doskonale wyćwiczony, rozwinął chód wspaniały, sunąc bez hałasu, po nie mniej kamienistym, lecz wilgotnym i elastycznym gruncie.
 Mgła drobna, gęsta, zaczęła się opuszczać z obłoków.
 Koń biegł wciąż bez przerwy, przez trzy kwadranse blisko, gdy nagle wstrzymanym został przez jeźdźca.
 Chrypliwy głos niedojrzanego szyldwacha ozwał się nagle:
 Wer da?
 — Służący majora! — odrzekł jeździec po niemiecku.
 Jedź według rozkazu.
 Jednocześnie pruski kapitan, z bronią na ramieniu, wysunął się z kępy drzew leśnych, rosnących po nad drogą i podszedł ku przybyłemu.
 Wyjąwszy z kieszeni płaszcza wielką kopertę, opieczętowaną lakiem czerwonym, jeździec podał ją dowódcy oddziału, zagradzającego mu drogę.
 — Ordynans majora! — powtórzył. — Do jenerała Von der Than.
 — Światła! — zawołał kapitan.
 Sierżant, trzymający w ręku płonącą latarnię z reflektorom, nacisnął sprężynę dla poświecenia dowódcy.
 Kapitan obejrzał z uwagą podaną sobie kopertę, nie rozpieczętowując takowej. Przegląd, jak się zdawało, wypadł pomyślnie.
 — Dokąd jedziesz? — zapytał.
 — Ku przednim strażom!
 — W okolice Nancy?...
 — Tak: o milę od Nancy.... jeśli mnie dobrze powiadomiono.
 — Powiadomiono cię dobrze, ale puściłeś się złą drogą.