Szczęk pałaszów wleczonych po bruku za sobą, dźwięk trąb, uderzenie w bębny, oszałamiało to wszystkich! Cała tę sprawę traktowaliśmy na seryą gotowi zwyciężyć lub umrzeć! Wierzyliśmy w nią, gorąco! Ja, który opowiadam to, panie pułkowniku, byłbym przysiągł, że działam dla szczęcia całego świata! Teraz dopiero poznaje, że źle działałem! Służyłem Kommunie bo mnie popychał u temu mój wygłodniały żołądek, bom sądził, że służę sprawie sprawiedliwej. Jestem winien tylko żem zbłądził, a ów błąd nieszczęściem uznano później za zbrodnię! Ot! wszystko!
Tu zamilkł, skończywszy obronę.
Ta dziwna mimo że dosyć zręcznie wypowiedziana obrona, została w uroczystym milczeniu wysłuchaną przez członków Rady wojennej i wywołała, wyznać to trzeba, wrażenie przychylne dla oskarżonego.
Spostrzegłszy to Duplat, postanowił stanowczy cios wymierzyć.
— Nie masz nic więcej dodać na swoją obronę? — zapytał prezydujący.
— Owszem, panie pułkowniku.
— Cóż takiego?
— To, że pomimo tego ustawicznego pijaństwa w jakiem byliśmy pogrążeni, gdy chwilami zastanawiałem się głębiej, uczuwałem zgryzoty sumienia.
— Ty! zgryzoty sumienia? odparł szyderczo pułkownik.
— Tak, uczuwałem je!
— W jaki sposób... dlaczego?
— Nie wiem, czy znanem Ci jest, panie pułkowniku, nazwisko oficera Kommuny, który z niebezpieczeństwem własnego życia, otworzył wejście dla armii regularnej od strony Saint-Gervais?
— Nie chcemy znać tego nazwiska — odparł sucho prezydujący.
— Ha! skoro tak, to go nie wymienię, lecz zdaje mi się, że działając w ten sposób ów człowiek okupił połowę swych błędów — wymruknął Duplat.
Page:PL X de Montépin Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza.djvu/345
This page has not been proofread.