czworo zasiedli do stołu. Zawieszona lampa, rozsiewała łagodne światło w tym punkcie, pozostawiając w cieniu inne części pokoju.
Rozmawiano pół głosem, a przedmiotem tej rozmowy, był jak zwykle, ksiądz Raul. Zacni ci ludzie nie zdołali ani na chwilę usunąć ze swoich myśli tego człowieka, tak dobrego, młodego, powszechnie szanowanego, który byłby zmarł niechybnie, gdyby Opatrzność nie umieściła w pobliżu niego pana Leblond, który go ocalił przy pomocy nauki i nabytego doświadczenia.
Po wieczerzy, Magdalena uprzątać zaczęła, gdy dało się dosłyszeć gwałtowne do drzwi dzwonienie.
Była natenczas ósma godzina wieczorem.
— Magdaleno! — zawołał żywo doktór — idź, odpraw tego niedyskretnego gościa, który śmie o tak spóźnionej porze zakłócać spokój choremu.
Stara służąca wyszła do przedpokoju, zamknąwszy drzwi od jadalni i otworzyła wychodzące na wschody.
W panującem pół cieniu, dostrzegła sylwetkę mężczyzny.
Chciała przemówić; przybyły jej na to nie pozwolił.
— Dobry wieczór — rzekł — Magdaleno.
Staruszka drgnęła, cofnąwszy się z przestrachem, poznała albowiem głos Gilberta Rollin.
— Zadziwia cię moja wizyta? — pytał ironicznie, spostrzegłszy pomięszanie służącej.
— Tak, w rzeczy samej! — wyjąknęła.
— Dla czego?
— Ponieważ jest już późno.
— Czas mi nie pozwolił wybierać godzin przybycia. Potrzebuję widzieć się z naszym kuzynem, Raulem.
— Wikary jest niewidzialnym...
— Będzie nim dla mnie.
— Ależ on śpi obecnie, a zatem...
Gilbert mówić jej nie pozwolił.
— Co mnie to obchodzi? — zawołał brutalnie. — Jeżeli śpi, obudź go!
— Co? jego budzić?
— Powtarzam ci, iż muszę się z nim widzieć i pomówić natychmiast. Mam pilny interes, ważną wiadomość do
Page:PL X de Montépin Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza.djvu/364
This page has not been proofread.