Page:PL X de Montépin Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza.djvu/395

This page has not been proofread.



XXVII.

 Przeniesiona z ambulansu przy ulicy Servan do szpitala Miłosierdzia, poddawaną była dwóm strasznym operacyom. Odłam kartacza przebił jej czaszkę, w takich wyrazach tłumaczono mi powód jej obłędu?
 — Mówiłeś co do niej?
 — Dwukrotnie.
 — I cóż?
 — Tak jak gdybym mówił do posągu.
 — Ach! biedna matka! biedna męczennica! Cóż z nią stanie się teraz?
 — Za kilka dni, wyniosą ją ze szpitala.
 — Gdzie, dokad?
 — Do domu obłąkanych.
 — Niema więc żadnej nadziei, aby wróciła do przytomności?
 — Żadnej! Chyba by cudem, jak twierdzą doktorzy.
 — Oby Bóg pozwolił, ażeby ten cud się spełnił!
 — Przyobiecałem dyrektorowi szpitala, księże wikary, iż przyjdziesz odwiedzić Joannę.
 — Dobrze zrobiłeś, Rajmundzie, pójdę zobaczyć tę biedną kobietę, za nim ją wyniosą do owego grobu gdzie lubo żyjąca, będzie za życia umarłą!
 — Pan dyrektor mocno pragnie widzieć się z tobą, księże Raulu, ażebyś stwierdził żem ja się nie pomylił, poznawszy Joannę Rivat w tej nieszczęśliwej. Chce obok tego otrzymać bliższe co do niej objaśnienia.
 — Czuję się znacznie silniejszym, będę mógł wyjechać powozem — odrzekł wikary. — Pojedziemy oba do szpitala Miłosierdzia. Zobaczę Joannę, sam do niej przemówię, kto wie, czyli ujrzawszy mnie, usłyszawszy mój głos kapłana, który błogosławił jej związkowi małżeńskiemu, kto wie, czy nie zabłyśnie światełko w jej mózgu przysłoniętym ciemnościami.
 — Och! gdybyż to nastąpiło!