Page:PL X de Montépin Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza.djvu/40

This page has not been proofread.

 — Ach! biedny ten kraj!... — zawołała młoda kobieta z wpółczuciem załamując ręce. — Jak oni musieli go zniszczyć, spustoszyć, ci niemcy barbarzyńcy.
 Strzelec hrabiego, wstrząsnął się groźnie. Wzrok mu zapłonął nienawiścią.
 — Ale pan będziesz oczekiwał w Paryżu ukończenia wojny, nie wyjedziesz wcześniej? — pytała dalej podróżna.
 — Przeciwnie, zaraz wyjadę.
 — Dla czego?
 — Ponieważ tak trzeba!
 Nasza podróżna jak większa część kobiet, lubiła rozmawiać. Nie było w tem zresztą nic złego. Pierwsze lody zostały złamane po wymienionych wzajemnie słowach.
 — Czy mogłabym pana zapytać, — ciągnęła dalej, — w jakim okręgu Paryża masz pan do załatwienia interesa?
 W Pepincourt.
 — Ach! to tak blisko nas!... Mieszkamy przy ulicy Saint Maur. W kościele świętego Ambrożego, odbyły się moje zaślubiny przed siedmioma miesiącami.
 — W kościele świętego Ambrożego? — powtórzył Rajmund z zaciekawieniem.
 — Tak, i tam to również odbędzie się chrzest mojego pierwszego dziecka.
 — Co zapewno niedługo nastąpi?
 — O! nie tak prędko jeszcze... — odpowiedziała, rumieniąc się z lekka.
 — A zatem, — zaczął Schloss, — skoro pani mieszkasz w parafii świętego Ambrożego, i tam ślub zawierałaś, to ksiądz d’Areynes musi ci być znanym?
 — Wikary... nasz wikary?...
 — Tak.
 — Och! zapytujesz pan czy go znam Wszak to on połączył mnie z Pawłem, także?!... Jak Pan go najlepiej! wiec znasz także?
 — Do niego właśnie jadę.
 — Jak się to dziwnie składa! — zawołała rozradowana. — Ksiądz d’Areynes, jakiż to szlachetny człowiek i zacny kapłan. Niewypowiedzianie dobry, miłosierny, pobłażliwy. Otóż trzeba wiedzieć, jak go powszechnie kochają szanują, poważają, nawet ci ateusze, którzy w nic nie wie-