Page:PL X de Montépin Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza.djvu/406

This page has not been proofread.

dług u niego. Lecz jeżeli jest sprawiedliwość na świecie, jego to powinni byli już dawno rostrzelać!
 Tu przerwała, tchu jej zabrakło.
 Rajmund wysłuchał w milczeniu, rozumiejąc dobrze, iż daremnem byłoby przerywać potok owych wyrazów, a korzystając z nastąpionej przerwy:
 — Przychodzę do pani — rzekł ze strony wikarego, księdza d’Areynes.
 Odźwierna wpatrywała się w mówiącego z osłupieniem.
 — Co... co? — zawołała — pan mówisz?
 — Mówię, że przychodzę przysłany przez księdza d’Areynes, aby zasięgnąć od pani niektórych objaśnień co do Serwacego Duplata.
 — Czemużeś mi pan zaraz tego niepowiedział zamiast krew we mnie burzyć i zawracać mi głowę?
 — Nie pozwoliłaś mi pani przyjść do słowa.
 — To prawda! — Jestem kobietą bardzo żywego temperamentu, powściągnąć się niemogę! Mówisz więc pan, że przychodzisz ze strony wikarego?
 — Tak, pani.
 — Ach! jakiż to człowiek ten ksiądz d’Areynes! Znanym jest i wielbionym w całym okręgu! To anioł! istny anioł! Gołąb bez żółci! Jak on jest dobrym, jak miłosiernym! I on to żąda objaśnień o Serwacym Duplat? Ależ już panu udzieliłam je przed chwilą. Powiedziałam więcej niżbym powinna była powiedzieć Czegóż więc chcesz pan jeszcze?
 — Chcę wiedzieć, czy Duplat mieszka w tym domu?
 — Mówiłam panu, że gospodarz wyrzucił go ztąd.
 — Jak dawno to było?
 — Na miesiąc przed wejściem wojsk Wersalskich do Paryża, w miesiącu Kwietniu.
 — Niewiesz pani, gdzie następnie zamieszkał?
 Jak nie mam wiedzieć? Wiem dobrze! Przeniósł się na ulicę Sain-Maur, ale pan go tam nie znajdziesz.
 — Dla czego? — jeżeli jeszcze żyje...
 — Dla tego, że ten dom się spalił i jestem pewna, że i on się upiekł w płomieniach.