— Prosić pana Verdier, ażeby zechciał przyjść do mnie — rzekł doktór.
Verdier, był lekarzem asystentem, od dawna pełniącym te obowiązki w domu obłąkanych.
Przybył natychmiast na wezwanie swego zwierzchnika.
— Mój kolego — rzekł tenże — przejrzałem raporta dotyczące chorych, pozostających tu na kuracyi, wypisałem sobie notatki o każdym z nich i od dziś rozpoczniemy wizyty naszych biednych pacyentów. Przystąpię jednak tym razem przyjętym w szpitalu. Tu, w moim własnym gabinecie, będę badał każdego z obłąkanych tych, którzy mogą być do mnie przyprowadzonemi. Będę miał przed oczyma notatki i raporta moich poprzedników, na wypadek, gdyby mnie pamięć w czemkolwiek zawiodła.
— Jestem na pańskie rozkazy — odrzekł lekarz asystent.
— Zaczniemy od Joanny Rivat.
— Joanna Rivat? W pierwszej sekcyi. Skaleczona w czaszkę odłamem kartacza. Chora nieuleczalna!
— Jesteś tego pewnym kolego?
— Bezwątpienia. Ta kobieta pozostaje w naszym Zakładzie od lat siedemnastu, przysłano ją nam ze szpitala Miłasierdzia, gdzie poddawaną była dwukrotnie operacyom, dokonywanym przez mistrza lekarskiej nauki. On to właśnie uznał ją za nieuleczalną. Ztąd wierzę, iż wszelkie polepszenie jest dla niej niemożebnem! Mózg ma kompletnie sparaliżowany!
— Zobaczymy!...
Lekarz asystent, uśmiechnął się ironicznie. Twierdzenie zwierzchnika zdawało mu się być absurdem.
— Proszę, wydaj pan rozkaz infirmerce — mówił doktór Bordet —ażeby wprowadziła do mego gabinetu Joannę.
Dom oblłąkanych w Blois, należał do ogólnego Zarządu szpitala i zostawał pod nadzorem publicznej Rady Przytułków. Wznosił się za miastem, przy drodze prowadzącej do Vendôme.
Powierzchowność jego nie była smutną, jak zwykle w tego rodzaju budynkach, ale miłą przeciwnie.
Otoczony wielkiemi drzewami i trawnikami, na których rozrzucone były kosze kwiatów o żywych barwnych kolorach, przedstawiał wesoły prawie widok.
Page:PL X de Montépin Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza.djvu/440
This page has not been proofread.