tlały twarz o regularnych rysach, rzucając na nią wyraz głębokiej melancholii.
Cała postać dziewczyny dziwnie pociągająca, zwracała ku sobie wszystkich uwagę.
Dziewczę, miało na imię „Róża“.
Z powyższem imieniem, nie łączyło się żadne rodzinne nazwisko. Była ona dziecięciem wychowanym w Przytułku dla sierot.
Od trzech miesięcy pozostawała w szpitalu jako infirmerka.
Róża, kończyła właśnie ubierać Joannę, gdy dano jej rozkaz zaprowadzenia obłąkanej do gabinetu doktora.
Biedna Joanna zmieniła się do niepoznania od owej chwili, gdy ksiądz d’Areynes podczas ostatnich drgań Kommuny ocalił ja od niechybnej śmierci.
Ciemne jej bujne włosy, zupełnie teraz pobielały. Z zółkniętą twarz, jak stary pargamin, pokrywały zmarszczki, wyrywszy na niej ślady przebytych cierpień. A jednak ta kobieta nie miała więcej nad lat czterdzieści.
Mimo przebytych męczarni, żyć widocznie pragnęła. Jej postać była prostą. Barki nie pochyliły się ku ziemi Wyraz spojrzenia był jakiś niepewny, niedokładny, ale nie ogłupiały. Wreszcie dziwnie smutny uśmiech na ustach, dozwalał widzieć zęby prześlicznej białości.
Poruszała często rękoma, przykładając je do czaszki, w miejscu, gdzie otrzymała ranę, która ją pozbawiła rozumu.
Róża, od chwili wejścia do Przytułku, jako infirmerka, serdecznie pokochała Joannę Rivat, pociągana ku niej dziwną, jakąś nieokreśloną sympatya.
Joanna mało mówiła. Kilka wyrazów przez nią powtarzanych, a pozbawionych sensu, sprawiało na młodej infirmerce wrażenie z jakiego zdać sobie sprawy nie umiała.
Nie wyrazy to jednak obłąkanej wywoływały owo wrażenie, ale brzmienie głosu, który chociaż bez intonacyi, poruszał w dziewczynie głąb duszy i przyśpieszał bicie jej serca.
Róża nie zaniedbywała dla Joanny innych chorych, powieżonych swoim staraniom, jednak dawała pierwszeństw tej nieszczęśliwej tak ciężko dotkniętej od lat siedemnastu.
Page:PL X de Montépin Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza.djvu/442
This page has not been proofread.