Ten gest niezwykły, zwrócił uwagę lekarza. Wskazywał on albo uczucie bólu, albo myśl jakaś u chorej.
Joanna miała na głowie biały płócienny czepeczek, związany pod brodą na bandaże. Doktór zdjąwszy jej ten czepek, zaczął szukać blizny na zagojonej ranie, zadanej przed siedemnastoma laty okruchem kartacza.
Znalazł ją bez trudu, ponieważ włosy na tym miejscu nie odrosły wcale.
Palce lekarza przesuwające się z lekka po tej szerokiej czerwonej bliźnie, jaka przy włosach śnieżnej białości bardziej jeszcze czerwoną być się zdawała, napotkały stwardniałą wypukłość wielkości grochu i nacisnęły takową.
Joanna krzyknęła boleśnie.
— Boże! zawołała pomimowolnie młoda infirmerka, przerażona okrzykiem chorej.
— Co się stało? — spytał z cicha asystent, uderzony nagłą zmianą fizyonomii swojego zwierzchnika.
Zajęty uczynionem świeżo odkryciem i jego następstwami pan Bordet, nie słyszał tego zapytania. Chora po wydaniu okrzyku boleści, uspokoiła się zupełnie.
Doktor ponowił poszukiwania na czaszce, ale tym razem nacisnął silniej bliznę.
Krzyk straszny, coś nakształt wycia dzikiego zwierzęcia, wybiegł z piersi obłąkanej.
Przymknąwszy oczy, osunęła się na krześle w omdleniu.
Róża śmiertelnie blada, omal że również nie zemdlała. Lekarz asystent chciał biedz na pomoc Joannie. Doktór Bordet powstrzymał go poruszeniem ręki.
— To nic! — rzekł. — Nie obawiaj się.
— Ależ to omdlenie?...
— Było ono potrzebnem i pozwoli mi przekonać cię, mam nadzieję, że moje przewidywania miały słuszną zasadę i że ta biedna kobieta obłąkana od lat siedemnastu, mogła była zostać uleczoną po pierwszej operacyi, jakiej dokonano na niej w szpitalu Miłosierdzia.
— Uleczoną?! — wykrzyknął asystent, osłupiały takiem twierdzeniem.
— Tak, mój kolego, uleczoną! — powtórzył doktór Bordet.-Lecz dosyć słów! Działać nam teraz potrzeba.
Page:PL X de Montépin Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza.djvu/445
This page has not been proofread.