— Ach! gdybym mogła rozporządzać sobą — powtarzała — najwyższem szczęściem byłoby dla mnie poświęcić dla niej me życie!
Gorączka Joanny zwolna się zmniejszała i wreszcie całkiem ją opuściła. Rany po dokonanej operacyi, dobrze się zagajały, rozpoczynała się rekonwalescencya.
Teraz to doktor Bordet, zaordynował środki wzmacniające dla chorej. Nakazał jej jadać smażone lub pieczone mięso i pić wino Bordeaux.
Róża, uszczęśliwiona tą zmianą leczenia, której pomyślne skutki dostrzedz się dawały z dniem każdym, z każdą prawie godziną, podwajała pieczołowitość dla swej ukochanej „mamy Joanny“ obsypywała ją pieszczotami, rozweselała uśmiechem i szczebiotaniem, odnajdując w swojej miłości dla chorej, tysiące owych rozkosznych drobnostek, jakie oczarowywały chorą, przemawiając do jej serca.
Biedna, osierocona ta matka, ukochała dziewczę, które choć nieco radości wlewało w jej tak smutne życie!
Na szybkiej drodze do zupełnego wyzdrowienia, czując powracające swe siły, biedna ta istota zbierając swe myśli, odzyskiwała zarazem jasność swych wspomnień.
Jakież wzruszające obrazy przedstawiały się jej w tej tak odległej bo siedemnastoletniej przeszłości!
Pierwsze swe chwile życia widziała opromienionemi miłością drogich sobie osób. Widziała swą matkę wspierającą jej kroki dziecięce, w rodzinnym zakątku na prowincyi, pełnej światła i wesołości!
Później, gdy dorosła, otwarły się przed nią, podwoje kościoła. Ujrzała siebie w kaplicy gorejącej światłem, przystrojonej kwiatami. Na stopniach ołtarza klęczała w białych szatach oblubienicy, z dziewiczym wiankiem na czole. Obok niej, klęczał jej ukochany i przyjmowali razem błogosławieństwo kapłana, to święte błogosławieństwo, jakie Pawła Rivat uczyniło towarzyszem jej życia.
Jak oni się wzajemnie kochali!... Jak byli szczęśliwi!...
Niestety! to szczęście bardzo krótko trwało!
Horyzont życia, zaciemniał się zwolna. Po nad ich głowami, czarne ukazywały się chmury.
Na ziemi, huk dział, rozlew krwi, połamane armaty, ranieni żołnierze, jęki, skargi i straszne okrzyki konania!
Page:PL X de Montépin Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza.djvu/460
This page has not been proofread.