— Ja ciebie kocham... ja! wyszepnęła, bo wszakże powiedziałaś, że i ty mnie kochasz?
— Tak! kocham ciebie... kocham! jak gdybyś była ma matką!... ale niestety nią nie jesteś!... Och! jakże gorąco pragnęłabym poznać moją matkę!... okazać jej moją miłość! żyć dla niej, a nawet gdyby było trzeba i umrzeć dla niej!..
Joanna słuchała w zadumie tych wyznań dziewczęcia.
— W jakim czasie odbywały się te wypadki przez ciebie opowiedziane? — zapytała.
— W dniu 28 Maja 1871 roku, podczas ostatniej nocy, w której kommuniści podpalali Paryż.
— Dwudziestego ósmego Maja. — powtórzyła wdowa. — A mieszkałaś natenczas?...
— Zapewne przy ulicy la Roquette, ponieważ tam moja matka została zabitą, uciekając z palącego się domu.
— W jakiem wieku byłaś natenczas?
— Liczyłam trzeci dzień życia.
— Zkąd wiesz te wszystkie szczegóły?
— Moja mamka często mi o tem opowiadała. Otrzymała ona, gdy mnie do niej przyniesiono, kopję protokułu zawierającego opis tych wszystkich wypadków jakie zostały potwierdzonemi później przez administracyę publicznych Przytułków, od której zażądałam, jak mi służyło na to prawo, mojego aktu urodzenia.
— Ależ ten człowiek, który cię przyjął z rąk umierającej matki, a następnie odniósł cię do merostwa jedenastego okręgu, czyliż on tobą się nie zajmował?... Nie starał widzieć się z tobą?
— Nigdy!
— Znasz jego nazwisko?
— Znam. Zmuszony był podpisać akt stwierdzający, złożony przezeń depozyt w mojej osobie, oraz i okoliczności towarzyszące śmierci mej matki.
— Jakże się nazywał ten człowiek?
— Juljan Servaize. Był w asystencyi drugiego świadka, nazwiskiem Merlin.
— Gdy jednak wyrosłaś i zdolną byłaś wyciągnąć wnioski z tych wszystkich wypadków, nie przyszło ci na myśl, aby odszukać tego Juljana Servaize i tego Merlin’a?
— Na coby się to przydało? —
Page:PL X de Montépin Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza.djvu/465
This page has not been proofread.