szeń butelkę, zabrał narzędzia posługujące mu przy tej robocie i wyszedł z podwórka tej starej rudery.
Przewidujący wszystko i przezorny w najdrobniejszych nawet szczegółach, niechciał zostawić po sobie śladów swej nocnej bytności.
Postawił rydel, łopatę i motykę, w tem samem miejscu zkąd je wziął, zapalił latarnię, zawiesił ją na słupie, poczem szedł ku stacyi drogi żelaznej w Champigny.
Tu jednak zawód go oczekiwał.
Wszystkie drzwi wejścia były na klucz zamknięte. Zegar wieżowy wskazywał trzy kwadranse na pierwszą.
Ostatni pociąg idący z Varennes do Paryża wyruszył od dawna.
— Co począć? — zapytywał siebie.
Iść pieszo z Champigny do Paryża?
Posiadał ku temu wprawdzie dosć siły, ale chcąc odbyć pomienioną wędrówkę, potrzeba było przede wszystkiem znać drogę, a położenie tych okolic było dlań całkiem nieznane.
Stał długo, rozmyślając.
Wynaleźć oberżę, w której by mógł zanocować? Myśleć o tem nie można było. Zresztą, gdyby nawet wynalazł takie schronienie, zażądanoby od niego osobistych wyjaśnień, jakieby skompromitować go mogły.
Każdego ze znajdujących się w podobnie fałszywem położeniu, ogarnia zwykle niepokój i trwoga.
Grancey zawiedziony w swoich zamiarach, przeszedł w poprzek liniję kolei żelaznej i kroczył rozciągającą się drogą przed sobą.
— Wybrzeża Marny posłużą mi za przewodnika — mówił sobie.
Droga, którą szedł, prowadziła na rozstaje. Krzyżowały się tu, cztery różne drogi, a napisów na słupach w nocy, odczytać nie było można.
Którą wybrać z tych czterech jakie miał przed sobą?
Zatrzymał się, przeklinając okoliczności, jakie niedozwoliły mu przekonać się bezzwłocznie o zawartości ukrytej w butelce, zaciskał pięści usłyszawszy turkot kół na drodze i brzęk dzwonków zawieszonych u zaprzęgu.
Page:PL X de Montépin Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza.djvu/493
This page has not been proofread.