była jej odpowiedzieć, że niepodobna mi jej przyjąć w tej chwili.
— Tak jej też właśnie powiedziałam...
— I cóż?
— Ach! gdyby ją ksiądz widział, z oczyma napełnionemi łzami, tak nieszczęśliwą, powiedział by jej jak ja powiedziałam: „Zaczekaj biedna kobieto, pójdę zobaczę czyli ksiądz d’Areynes nie przyjmie cię wyjątkowo?“
— Jakże się nazywa ta kobieta?
— Nie pytałam jej o to.
— Nie wyjawiła ci w jakim celu tu przyszła?
— Powiedziała mi tylko, że wraca z kościoła świętego Ambrożego, gdzie udawała się o wiadomość o księdzu, oraz że przyjechała z Blois.
— Z Blois? — powtórzyli razem Raul d’Areynes z Rajmondem, powstawszy oba.
— Tak, powiedziała, że przyjeżdża z Blois.
— Wprowadź ją zawołał żywo kapłan.
Służąca wyszła.
— Do Blois przewieziono biedną Joanne Rivat i umieszczono w Przytułku dla obłąkanych przed siedemnastu laty — mówił ksiądz d’Areynes.
— Tak przewieziono ją tam ze szpitala Miłosierdzia — dodał Schloss.
— I ktoś zapewne przynosi nam o niej wiadomość...
— Bezwątpienia.
A gdyby to była ona? — zawołał ksiądz Raul.
— Ona? ależ to niepodobna!
Jednocześnie otwarły się drzwi gabinetu.
Służąca, wprowadziwszy przybyłą, odeszła.
Biedna Joanna tak się zmieniła, iż ksiądz d’Areynes niepoznał jej za pierwszem spojrzeniem. Rajmund wszelako, który niegdyś podróżował z nią przez dzień cały drogą żelazną.
— Ach! to Joanna Rivat! — zawolał. To ona!...
Joanna z załzawionemi oczyma, wyciągnęła drżącą rękę ku księdzu d’Areynes, a uklęknąwszy przed nim, wyszeptała:
— Panie! ocaliłeś niegdyś mi życie, przychodzę dziś błagać cię o pomoc w odnalezieniu mych dzieci!...
Page:PL X de Montépin Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza.djvu/502
This page has not been proofread.