— Moim obowiązkiem jest, bronić mej córki zawołała Henryka — skoro ojciec tyle nikczemny, niechce tego uczynić. Zbyt długo chybiłam pomienionemu obowiązkowi, obecnie to wynagrodzę... Zobaczycie!
— Tu zadzwoniła.
Lokaj ukazał się we drzwiach.
— Pan Rollin jest w pałacu? — zapytała.
— Jest, pani. Wszedł w chwili, gdy pan Lucyan de Kernoël ztąd wychodził.
— Idź, powiedz panu, że pragnę widzieć się z nim niezwłocznie i proszę ażeby przyszedł tu do mnie.
Służący wyszedł.
— Co zamyślasz uczynić? — pytał ksiądz Raul.
— Chcę w waszej obecności objawić moją wolę Gilbertowi, chce... ażeby widząc was przy mnie, zrozumiał, że nie jestem osamotnioną i bezsilną wobec niego, ale mam na obronę dwóch przyjaciół, z któremi jestem pewna, walczyć się nie ośmieli.
— Ach! czemuż taką a zawsze nie byłaś! — wyszepnął ksiądz d’Areynes — ileż smutnych następstw byłoby się uniknęło!...
Zaledwie skończył te słowa, wszedł Gilbert.
Ów były kapitan 57 bataljonu Gwardyi narodowej i wspólnik niegdyś Duplat’a, mocno się zestarzał.
Mimo eleganckiej zawsze powierzchowności, na jego twarzy znać było spustoszenie wywołane hulaszczo-rozwięzłem życiem. Zapadle jego policzki, świadczyły o nadużyciu rozkoszy różnego rodzaju, przygasło żywe jego niegdyś spojrzenie, bruzdy na czole się ukazywały.
Gorliwe jednak starania w utrzymaniu własnej powierzchowności, użycie różnorodnych past i smarowideł, pudrów i velutyn przeróżnych, farb do włosów i wąsów, nadawały mu młodość pozorną, to jednak złudzenie na pierwszy rzut oka, trwało tylko chwilę, znikając przy ściślejszem rozpatrzeniu.
Malowidła te nie odmładzały go bynajmniej, ale przeciwnie, starszym pod niemi się okazywał niż nim był w rzeczywistości.
Page:PL X de Montépin Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza.djvu/535
This page has not been proofread.