Ukrywszy swą radość, ukłonił się, mówiąc:
— Prosiłbym pana, ażebyś zechciał pozwolić na małą zmianę...
— Na jaką?
— Będę potrzebował dla załatwienia nader ważnego interesu, wyjść jutro bardzo rano i właśnie będę w pańskiej dzielnicy o jedenastej godzinie. Pozwól mi pan więc przyjść do siebie, w miejscu oczekiwania na twoje przybycie w moim mieszkaniu.
— Niech i tak będzie rzekł Rollin. Raz jeszcze dziękuję za pańską grzeczność.
Tu wyszedł, a wkrótce za nim i Grancey się oddalił.
Oprócz dziesięciu tysięcy franków jakie mu Gilbert był winien, wygrał sześć tysięcy.
— Tyle szczęścia na raz! — myślał idąc na ulice Caummartin. — Otóż jestem panem poważnej sumy pieniędzy, jaka zaokrągla się z dniem każdym, a obok tego odnalazłem owego Rollina! Traf potężnym jest władcą! Staje się teraz moim sprzymierzeńcem, ułatwia mi moje plany, skoro na jutro przygotował spotkanie o jakim nie marzyłem wcale!
Wróciwszy do siebie, Grancey natychmiast spać się położył.
Potrzebował spoczynku, ażeby nazajutrz przedstawić się u swego dłużnika z jasnym i trzeźwym umysłem.
O dziewiątej, po kilku godzinach snu twardego, podniósł się żwawo, a ubrawszy ze szczególną starannością, włożył do pugilaresu weksle podpisane prrez Gilberta na Duplata i wyszedł o dziesiątej.
Postanowił iść pieszo na ulicę Vaugirard potrzebując rozmyśleć się, a przekonany, że nic bardziej nie sprzyją rozmyślaniu nad ranną przechadzkę, szedł zwolna ulicami Paryża.
Punktualnie o jedenastej, zadzwonił do drzwi pałacu d’Areynes’ów, którego wygląd wspaniały mocno go zadowolnił.
— Stary hrabia d’Areynes, umarł bez wątpienia — mówił sobie. Zabrali po nim pieniądze. Weksle Serwacego Duplat, to sztaby czystego złota!
Drzwi pałacu otworzono. Ukazał się odźwierny.
Page:PL X de Montépin Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza.djvu/564
This page has not been proofread.