Page:PL X de Montépin Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza.djvu/596

This page has not been proofread.

siebie, gdy odnajdujemy ich obu w pałacu przy ulicy Vaugirard, w tymże samym gabinecie, gdzie Gilbert przyjął po raz pierwszy mniemanego Grancey’a.



XX.

 Był to Piątek. Godzina dziewąta rano.
 Rollin wydał rozkaz kamerdynerowi, aby pod żadnym pozorem niewpuszczał nikogo, a usiadłszy naprzeciw swojego gościa podał mu cygaro.
 Zapaliwszy sam drugie, popadł w głęboką zadumę.
 Mniemany wicehrabia wpatrywał się w niego.
 — Ha! myślał otóż nadszedł ów moment psychologiczny, gdzie będę mógł jasno zajrzeć w duszę tego człowieka!
 — Znasz moją córkę, Marye-Blankę? — zagadnął nagle Gilbert.
 — Miałem zaszczyt widzieć pannę Rollin po kilka razy, przyszedłszy tu z wizytą.
 — Jakże ją znajdujesz?
 — Cudownie piękna! Powinieneś być dumnym ze swego ojcowstwa.
 — O! co do tego, nie jestem nim wcale.
 — Czy podobna?
 — Tak, mówię prawdę. Uczucie rodzicielskie jest mało u mnie rozwiniętem, a miłości rodzinnego ogniska, nieposiadam wcale.
 — Dla czego się więc ożeniłeś?
 — Ponieważ byłem zadłużony, zrujnowany. Moja żona wnosiła mi posag i świetne na przyszłość nadzieje.
 — To mi wyjaśnia wszystko! — odparł z uśmiechem de Grancey.
 — Podoba się więc tobie Marya-Blanka?