Page:PL X de Montépin Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza.djvu/603

This page has not been proofread.

 — Niech dyabli porwą te stare ciotki! — krzyknął rozirytowany. Gdzie ja teraz pójdę na śniadanie?
 Jednocześnie zadzwoniono do pałacowej bramy.



XXI.

 Odźwierny poszedł otworzyć.
 Gilbert zatrzymał się, chcąc zobaczyć kto przyszedł.
 Była to kobieta w sędziwym wieku, czysto lecz biednie ubrana, w białym perkalowym czepeczku na głowie.
 — Idę do pani Rollin — rzekła do odźwiernego.
 — Dobrze... dobrze! — odrzekł — jestem powiadomiony, możesz iść pani.
 Przybyła weszła w dziedziniec.
 Spostrzegłszy Gilberta, ukłoniła się i szła dalej.
 — Kto jest ta kobieta? — zapytał mąż Henryki.
 — Uboga, której pani pozwoliła przychodzić tu co Piątek. Jest to bardzo zacna istota jak się zdaje i godna politowania. Pani Rollin udziela jej jałmużnę. Ma to być wdowa po gwardziście zabitym podczas oblężenia Paryża w 1870 roku.
 Gilbert drgnął. Wyrazy te oddziałały nań jak iskra elektryczna.
 — Czy nie wiesz, jak się nazywa ta kobieta? — pytał zaniepokojony.
 — Wiem, panie. Gdy miała przyjść tu po raz pierwszy, pani przysłała mi jej nazwisko napisane na karteczce, z poleceniem ażebym jej wejść dozwolił.
 — Zatem, jej nazwisko?
 — Joanna Rivat.
 Krople zimnego potu wystąpiły na czoło Gilberta, zbladł tak widocznie, że odźwierny, spojrzawszy nań, z trwogą zawołał: