Page:PL X de Montépin Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza.djvu/620

This page has not been proofread.
„Droga do Bretigny“.

 Otóż wiem! wyszepnął. Droga do Bretigny jest po lewej, idziemy dalej.
 Przyśpieszył kroku o ile mógł, sunąc w podartym obuwiu, z którego podeszwy poodpadały.
 Na rogu drogi do Bretigny, i ulicy noszącej to nazwisko, przystanął z sercem ściśnionem, drżący z trwogi.
 — Błędnem spojrzeniem mierzył przestrzeń przed sobą. Krople zimnego potu wystąpiły mu na skronie, spostrzegł albowiem grabarzów i mularzy pracujących w ogrodzie domu pod 9 numerem.
 Jestem zgubiony! wyjąknął zdyszany, naprzód się pochylając, jak gdyby otrzymał nożem uderzenie w piersi.
 Szedł mimo to dalej, aż do pracujących w ogrodzie ludzi.
 Dom w którym mieszkała niegdyś poczciwa Palmira, rozpadł się w ruinę. Płot i ogrodzenie zamykające niegdyś podwórko, zostało powyrywane. Stawiano mur na ich miejscu.
 Wędrowiec spojrzał szybko na ogródek znajdujący się po za domem i jego twarz zasępiona, nagle się wypogodziła.
 — Jabłoń stoi!... i żyje! wyszepnął. — Ziemia nie została poruszoną, a więc jest tam jeszcze butelka.
 Nagle jakaś myśl przebiegła mu przez głowę.
 — Czy kopią tę ziemię dla wzniesienia tu tarasu? — zapytał jednego z murarskich pomocników.
 — Nie wiem! wymruknął tenże. Zwróć się do „małpy“. Oto tam ona stoi!
 Tu wskazał ręką mężczyznę o średnim wieku wydającego rozkazy robotnikom.
 Podróżny zbliżył się ku niemu.
 — Pozwolisz pan zapytać dwa słowa? — zagadnął!
 Przedsiębiorca spojrzał na niego z nieufnością. Tak bowiem ubiór jak i fizyonomja mówiącego zdawały mu się być podejrzanemi.
 — Czego chcesz? — odparł brutalnie.
 — Pragnę zarobić na życie. Znam robotę grabarska...