— Nie! Pobyt w Paryżu jest mi wzbronionym. Wyznaczono mi Caen na miejsce rezydencyi.
— Znajdujesz się więc w złych stosunkach z policyą?
— Mimo to powrócić musiałem. Potrzeba mi było pójść do Champigny, wejść jakimkolwiek bądź sposobem do tego domku w którym mieszkałaś!...
— Otóż dla mnie zagadka! — wykrzyknęła Palmira. — Coś mógł tam robić w tej starej budzie skoro mnie w niej niebyło?
— Potrzebowałem odnaleźć ukryte tam pieniądze.
— Ukryłeś u mnie pieniądze?
— Tak, w ogródku, pod jabłonią.
— Dużo było tych pieniędzy?
— Czternaście tysięcy franków w banknotach i papiery przedstawiające wartość stu pięćdziesięciu tysięcy franków.
— Stu pięćdziesięciu tysięcy franków? — powtórzyła Palmira z osłupieniem.
— Tak, ni mniej, ni więcej. Te banknoty przeznaczyłem na otworzenie dla ciebie zakładu w Genewie. Oczekując dnia wyjazdu wsunąłem je w butelkę wraz z innemi papierami, a zatknąwszy mocno butelkę, zakopałem ją w twoim ogródku, pod jabłonią.
— A teraz wemknąłeś się do tego domu?
— Tak.
— Kiedy?
— Ubiegłej nocy.
— I odnalazłeś pieniądze i papiery?
— Nie odnalazłem.
— Jakto? kopałeś jednak pod drzewem?
— Przewróciłem ziemię na dwa metry głęboko podważyłem nawet i drzewo.
— Ktoś widocznie tam szukał przed tobą.
— Ale kto? Nikt niewiedział, że tam były ukryte pieniądze.
— A zatem źle szukałeś.
— Dobrze szukałem, jak nie można lepiej. Powiedz mi czy nie używałaś nigdy ogrodnika do uprawy tego ogródka?
Nigdy. W rok po twoim zniknięciu wyniosłam się ztamtąd i dom odtąd nie był wcale wynajętym. Moi dawni
Page:PL X de Montépin Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza.djvu/632
This page has not been proofread.