— Lecz za co?... za co? — jąkał żałośnie były komunista.
— Za to! — odparła wdowa otwierając szafkę, a wydobywszy z niej banknot pięćset frankowy podała go Serwacemu dodając:
— Zmień to... i kup sobie wszystko co trzeba. Oddasz mi skoro odbierzesz swoją należytość od tego człowieka.
— A jeżeli on mi nie zapłaci?
— Ha! to mi nie oddasz, ot! wszystko!
— Ach! zacna.... zacna kobieto! — szeptal Duplat ze łzami w oczach.
— No! teraz w drogę, mój stary! mówiła Palmira. — Idź się przyodziej i wracaj. Śniadanie jadamy tu o dwunastej. Staraj się przyjść punktualnie, a nie zrób wstydu swojej gospodyni.
— Będę się starał!
— Ale! powiedz mi jakie chcesz przybrać nazwisko, bo ja je wpiszę natychmiast do książki.
— Wpisz, Juljan Serwaize.
— Urodzony?
— Gdzie zechcesz.
— Zrozumiałam. Uciekaj teraz.
Tu rozłączyli się z sobą. Palmira ażeby dojrzeć służby w restauracyi, Serwacy, ażeby się uporządkować, ogolić i wymyć.
Był przekonany, że skoro jego dawna kochanka go niepoznała, to i w owej dzielnicy miasta, w której niegdyś tak długo zamieszkiwał nikt go również nie pozna.
Szedł więc śmiało bulwarem Woltera, ulicą la Roquette i skierował się na plac Bastylii.
Zamiarem jego było pójść do wielkich składów ubrania, ażeby tam kupić wszystko, czego mu było potrzeba, a oszczędzić sobie chodzenia po oddzielnych sklepach.
Jakież zmiany dostrzegł na ulicach od lat siedemnastu! Zaledwie rozpoznać je mógł teraz.
Na placu Bastylii i rogu ulicy świętego Antoniego, dostrzegł wielki skład konfekcyi, jakiego nie zauważył, idac z Champigny dnia poprzedniego.
Page:PL X de Montépin Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza.djvu/636
This page has not been proofread.