zarazem; lękała się, aby dyrektor zakładu, nie wysłał listów gończych po całej linii, spostrzegłszy jej ucieczkę.
A tu pociąg szedł wolno niesłychanie, zatrzymując się na każdej stacyi.
Biedaczka przez całą drogę drżała z przerażenia.
Wreszcie na stacyi dał się słyszeć okrzyk: stacya Jurisy!
Wysiadła.
Przy wyjściu z sali stał żandarm.
Róża, ujrzawszy go struchlała tak, że przez chwilę niewiedziała zupełnie, co się z nią dzieje.
Przedstawiciel władzy, ujrzawszy ładną dziewczynę, żandarmi bowiem w ogóle są bardzo wrażliwi na wdzięki niewieście, przyglądał się jej uważnie, a ona myślała, że porównywał jej rysy twarzy z nadesłanym sobie drogą telegraficzną rysopisem i lada chwila spojrzy strasznym wzrokiem, ujmie za ramię i zagrzmi basem:
— W imieniu prawa aresztuję cię!
Tymczasem ku niemałemu zdziwieniu on zakręcił wąsa i uśmiechnął się zwycięzko.
Tłumiąc jak mogła w sobie przestrach, Róża podeszła do odbierającego bilety i podała mu swój. Teraz dopiero odetchnęła nieco wolniej i zwróciwszy się do jakiegoś przechodnia zapytała o drogę do Paryża.
Zostawmy Różę postępująca szybkim krokiem i powróćmy do Serwacego Duplat.
Wypocząwszy w wygodnem łóżku, były kapitan, wstał o dziesiątej z rana, wypił kawę poczem, przywdziawszy nowy płaszcz, w cylindrze na głowie, rękawiczkach paliowych na rękach, wyjechał około południa na