Page:PL X de Montépin Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza.djvu/653

This page has not been proofread.

odźwierną i głosem na wpół przygasłym bez dźwięku, szeptem zaledwie, z wysiłkiem zapytała:
 — Pani Joanna Rivat... tu?
 Nie zdołała dokończyć zapytania, gdy zachwiała się i padła na posadzkę.
 Przestraszona odźwierna w pierwszej chwili nie wiedziała co robić. Róża nie dawała znaku życia.
 Na szczęście przy pomniała sobie, że dziewczyna zanim upadła, pytała ją o jedną z lokatorek.
 Wyszła więc na dziedziniec i zawołała z całej siły:
 — Pani Rivat! hej! pani Rivat!
 Po paru chwilach otworzyło się okno na czwartem piętrze, a w nim ukazała się głowa Joanny.
 — Czy pani mnie woła.
 — Tak... tak... niech pani zejdzie prędko... prędko!
 — Co się stało, na Boga! — zapytała przerażona Joanna.
 — Jakaś dziewczyna przyszła do pani i zachorowała
 — Idę! idę!
 Donośny głos odźwiernej wywołał ciekawość w kilku lokatorach, którzy wybiegli na dół dla dowiedzenia się o wypadku, a pomiędzy innymi, mieszkającego w tymże domu studenta medycyny.
 Ten, nie czekając na wezwanie o pomoc, wziął Różę na ręce i zaniósł do mieszkania odźwiernej, gdzie ulokował chorą na fotelu.
 W tej chwili nadeszła Joanna i spostrzegłszy Różę bladą z przymkniętemi oczami i głową w tył odrzuconą, krzyknęła przestraszona i rzuciła się ku niej.
 — Boże! mój Boże! — wołała Joanna, z rozpaczą załamując ręce — to Róża! Miałam to przeczucie, gdyś pani wołała mnie — mówiła pokrywając pocałunkami twarz zemdlonej. Różo! dziecie ukochane, odpowiedz mi choć słowo, to ja, twoja matka... Joanna!
 Róża nie dawała znaku życia.
 — Czy pani ma wodę melisową? — zapytał student — odźwiernej.
 — Mam! — odrzekła, i wziąwszy z szafy flaszkę, podała ją lokatorowi.
 — A teraz proszę o łyżeczkę do kawy.