Grancey szedł śmiało nie obawiając się ciemności.
Brama domu pod numerem 6 była zamknięta, lecz furtkę w niej pozostawiono otwartą. Przestąpił ją bez wachania i znalazł się w dziedzińcu tak ciemnym, jak dno studni.
Czerwona latarka postawiona na kupie gruzów błyszczała słabo jak świecący robaczek.
Niechcąc się potknąć o porozrzucane materyały, podszedł w stronę korpusu domu i oczekiwał.
— Róża odniesie swoją robotę do pracowni o ósmej godzinie — wyszepnął. — Szósta tylko co wybiła na wieży kościoła św. Sulpicyusza, mamy więc przed sobą więcej czasu niż trzeba na dokonanie zamiaru, jaki nie zawiedzie, mam nadzieję.
Lotr ten, jak widzimy, nie wiedział, że Róża pracowała jeszcze w tej chwili w magazynie przy ulicy de Sèvres.
Gilbert Rollin z Duplat’em nadeszli od strony ulicy Ferron.
Ciemności niepozwalały im rozeznać numeru domu, ale Serwacy rachując zatrzymał się przed noszącym numer 6.
— Otóż jesteśmy! — rzekł. — Wejdźmy cicho.
Weszli w podwórze.
Pomimo wszelkich ostrożności Grancey dosłyszał słaby odgłos ich kroków na bruku dziedzińca.
Ażeby dać znać o sobie, gwizdnął głucho. Duplat natenczas ująwszy pod rękę Rollina, prowadził go w stronę zkąd pochodziło gwizdnięcie.
— Jestem! — wyszepnął Grancey, skoro przyszli ku niemu. — Trzeba przestąpić trzy wschody.... Uważajcie, ażeby się nie potknąć i idźcie za mną krok za krokiem.
Wszedłszy w głąb korpusu domu, zatrzymali się przy wschodach.
— Latarnia!-wymruknął Grancey.
Serwacy sięgnął do kieszeni paltota i wydobył miniaturową latarkę, zamykana blaszanemi drzwiczkami. Grancey, zapaliwszy ją, przymknął drzwiczki, zostawiwszy tylko jeden promyk światła.
Page:PL X de Montépin Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza.djvu/685
This page has not been proofread.