— A więc ja tego nieznanego a obranego przez ciebie chcę poznać!
— Jest to młody człowiek, bardzo dystyngowany, elegancki, z wielką przyszłością i historycznym nazwiskiem. Majątek wprawdzie posiada nie wielki, lecz w zamian tego, co mu przyniesiesz w posagu, obdarzy cię tytułem i stanowiskiem w świecie.
— A więc to handel? — drżącemi usty zawołała Blanka. — Ponieważ się znalazł tytuł do sprzedania, ja go więc mam kupić, a w dodatku może jeszcze szanować sprzedawcę?!
— Mówisz niedorzecznie i niesprawiedliwie, czego będziesz wkrótce żałowała rzekł Gilbert. Dzentlemen ten jest tak zacnym człowiekiem, iż niktby nie śmiał podejrzewać go o jakiś rachunek na stronę małżeństwa.
— Znasz go więc?
— Tak, i ty go zarówno znasz, Blanko, i poważasz. Niejednokrotnie wobec mnie i matki wyrażałaś się o nim nader przychylnie, co nam dawało do myślenia, iż nie był ci obojętnym. Młode dziewczęta bywają zwykle romansowemi, może i marzyłaś ażeby zostać jego żoną.
Jak błyskawica na ciemnem niebie myśl nagła przebiegła umysł dziewczyny.
Stanął przed jej oczyma Lucyan de Kernoël.
— Wszakże był uważanym jako należący do rodziny w ich domu. Pochodził z dawnego rodu, a posiadał mały majątek. Posiadał wreszcie wszystkie zalety jakie wymieniał jej ojciec.
Radością zapromieniało spojrzenie dziewczęcia. Zmieniła dotychczasową nieprzystępną postawę.
— Masz ojcze słuszność — odpowiedziała. — Niemam przy sobie już mej dobrej matki, a twoje usposobienia nie pozwalają nam żyć razem. Rozumiem dobrze, iż niechcąc pozostawać samotną i bezustannie dręczyć się smutkiem powinnam pomyśleć o swojej przyszłości i stworzyć sobie nową rodzinę, jaką mi dać może tylko małżeństwo. Potrzebuję więc tylko wiedzieć, jaki wybór, ojcze, uczyniłeś, ażeby go potwierdzić.
Gilbert tryumfował, uwiedziony złudzeniem. Zdumie-
Page:PL X de Montépin Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza.djvu/747
This page has not been proofread.