Szulernia w domu przy ulicy Tour d’Auveryne, gdzie zarządzała Leokadya, nie była jedyną, do jakiej uczęszczał Grancey, od czasu swego przybycia do Paryża.
Grona tej, co on, kategoryi, lubią zmieniać miejsca. Zawiązał przeto znajomości ze wszystkiemi prawie podejrzanemi domami gry.
Z pomiędzy nich, upodobał sobie szczególnie szulernię, znajdującą się w Batignolles.
Towarzystwo tam było jeszcze bardziej mięszane, niż u Leokadyi Grywano na grube stawki w ruletę i bakarata.
Między zwykłemi gośćmi w tej jaskini Grancey zauważył dwóch mężczyzn, których fizyonomje zwróciły jego uwagę.
Elegancko ubrani, przybywali razem, stawiali skromne stawki i razem odjeżdżali, ażeby nazajutrz znów przegrać na nowo.
Dwaj nieszczęśliwi ci gracze wzbudzili ciekawość Grancey’a.
Zaczął dowiadywać się o nich.
Byli to, jak mu powiedziano, dwaj doktorzy bez klienteli.
Zaintrygowany, zaczął dalej prowadzić śledztwo, jakie go bardzo zadowolniło.
Udał się znowu do szulerni i znalazł obu tych nierozłącznych z sobą przyjaciół z różnicą, że jeden z nich tego wieczora rzucał złoto i banknoty na zielone sukno stolika.
Gdy mieli wychodzić zgrani do nitki, Grancey zbliżył się mówiąc:
— Czy mógłbym na chwilę pomówić z panami?
— Dobrze, ale nie tutaj.
— Mam panom przedstawić bardzo ważną sprawę...
— A zatem u nas w domu, przy ulicy Rochechouard, ztąd o dwa kroki. Radzibyśmy wiedzieć wprzód jednak o co chodzi?
— Chodzi o zarobienie grubej sumy pieniędzy.
Oczy gracza zapłonęły chciwością.
Skinął na swego towarzysza i razem we trzech wyszli z Grancey’em udając się na ulice Rochechouard.
Znalazłszy się na chodniku, pierwszy którego nazwiemy doktorem Liray chciał pytać.
Page:PL X de Montépin Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza.djvu/762
This page has not been proofread.