Page:PL X de Montépin Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza.djvu/781

This page has not been proofread.

Joanna Rivat udała się po swoje dzieci. Żal mi jej na myśl, że po powrocie do domu nie zastanie mnie...
 — Pocieszy się widokiem dzieci!...
 — To prawda!
 — Przy córkach jej staniesz się pani zupełnie obcą. Tymczasem obowiązek nakazuje pani nie wachać się ani chwili i powrócić do ojca i swej matki nieszczęśliwej.
 — Ja nie wacham się i spełnię swój obowiązek tembardziej, iż jest on dla mnie przyjemnym, zbliży mnie bowiem do osób, które i ja opłakuję. Ale niepowiedział mi pan jeszcze, jak się nazywa mój ojciec?
 — Gilbert Rollin.
 — A matka?
 — Henryka. Imię Róża nadanem zostało pani w merostwie, rzeczywistem zaś pani imieniem jest Marya-Blanka.
 — Gdzie mieszka mój ojciec?
 — W Lotaryngii, w pałacu Fenestranges, dokąd zobowiązałem się przywieźć panią, ale jestem pewien, że później zamieszka wraz z panią w Paryżu w swoim pałacu przy ulicy Vaugirard.
 — W pałacu Vaugirard — powtórzyła Róża zdziwiona.
 — Ojciec pani jest bogatym...
 — Ale jest dobrym człowiekiem?
 Grancey bez namysłu, bez cienia uśmiechu ironicznego odrzekł:
 — Powiedziałem już pani, że jest najuczciwszym i najszlachetniejszym człowiekiem na świecie. Szczęśliwe dziecko doprawdy, które może mieć takiego ojca.
 — Jak pan sądzi, czy po przyjeździe do Paryża pozwoli mi widywać Joanne Rivat?
 — Nie ulega wątpliwości, ile razy pani zechce.
 — Kiedy mamy wyruszyć do Fenestranges?
 — Dziś jeszcze wieczorem.
 — Dziś wieczorem? — powtórzyła Róża zdziwiona, nie spodziewała się bowiem tak rychłego wyjazdu.
 — Nie możemy zwlekać, gdyż idąc do pani, zawiadomiłem go depeszą o naszym przyjeździe. Nie powinna pani sprawić mu zawodu!
 — O której godzinie wyjedziemy?