— Bynajmniej!
— Gdzież zatem?
— Za rogatkami, w Champigny, dokąd się schroniłem.
— Może to być prawdą, ale niczego nie dowodzi. W nocy, dnia 27 Maja, byłeś jeszcze w Paryżu przy ulicy Saint-Maur.
— Nie!
— Byłeś mówię ci przy ulicy Saint-Maur, w domu w którym zamieszkiwałeś, oznaczonym 157 numerem.
— Nie!... nie byłem.
— Dom płonął w pożarze. Wsunąłeś się do pokoju, gdzie leżała na łóżku umierająca kobieta po wydaniu na świat dwojga niemowląt. Pochwyciwszy kołyskę, w której spoczywały dwie bliźniaczki Joanny Rivat, zniknąłeś wraz z tym łupem w płomieniach.
Duplat udał osłupienie.
— Co... ja?! — zawołał.
— Ty!... ty!... Serwacy Duplat!!
— To fałsz!!
— Milcz! — krzyknął ksiądz groźnie. — Ja ciebie na własne oczy widziałem!!
Serwacy podniósł obie ręce w górę.
— Ksiądz mnie widziałeś? — zawołał. — Widziałeś mnie księże jałmużniku?...
— Ukryty w małym gabineciku przytykającym do stancyjki Joanny Rivat, gdziem się schronił, sądząc, że mnie ścigają, a niechciałem umrzeć przed ocaleniem tej biednej kobiety, widziałem ciebie natenczas.
— To znaczy, iż zdaje ci się, żeś mnie widział, księże jałmużniku — odparł bezczelnie skazaniec. — Widziałeś kogoś niewątpliwie, który był do mnie podobnym. Nie porywałem ani kolebki, ni dzieci. Nie było mnie natenczas w Paryżu, przysięgam!
— Nie przysięgaj — zawołał ksiądz surowo. — Jestem pewien tego co mówię. Twoje rysy twarzy za nadto dobrze utkwiły w mojej pamięci, ażebym mógł się omylić.
— Mimo to wszystko upewniam, iż nie ja to byłem.
— Zaprzeczasz więc?
— Tak! zaprzeczam ze wszystkich sił moich. Oskar-
Page:PL X de Montépin Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza.djvu/803
This page has not been proofread.