— Ponieważ nie chcę, ażeby Marya-Blanka cię widziała.
— Masz słuszność. Idźmy co prędzej.
Grancey zaprowadził Serwacego do jedynej znajdującej się tu oberży, gdzie usiadł przy stole zajadał zimne mięsiwa i rozmawiając o projektach ułożonych przez przyszłego męża Maryi-Blanki, poczem wicehrabia zamówił powóz na jutro rano, który miał ich przewieźć do Nancy dla udania się na pociąg drogi żelaznej do Paryża i powrócił do zamku.
Nazajutrz równo ze świtem kabrjolet uprzężony w dzielnego konia, wiózł obu łotrów do starożytnego miasta książąt Lotaryńskich, gdzie przybyli przed dziesiątą godziną.
Po zjedzeniu tu śniadania, rzekł Grancey do towarzysza:
— Pomyślimy teraz o tobie i wprowadzimy w wykonanie plan o jakim mówiłem ci wczoraj.
Nadszedł usługujący, któremu zapłacili rachunek, a razem podczas rozmowy zagadnął go mniemany wicehrabia:
— Powiedz mi, mój przyjacielu, czy nie znajduje się tu w Nancy sklep z ubiorami kapłańskiemi? Jeden z moich krewnych mający zostać księdzem, prosił mnie o dostarczenie sobie kompletu takiego ubrania.
— Znajdziesz pan to obok katedry — rzekł chłopiec.
— Dziękuje ci. Dopilnuj tu mojej walizki, ja ją zabiorę niezadługo. O której godzinie wychodzi pociąg do Paryża?
— O dziewiątej minut pięćdziesiąt dwie, a przyjeżdża do Paryża o piątej z rana.
— Dobrze. Będziemy tu obiadowali o siódmej. Bądź tak dobrym kup mi na stacyi dwa bilety do sypialnego przedziału, oto pieniądze.
Tu wyjął z pugilaresu dwa banknoty stu frankowe i podał je chłopcu, poczem zapaliwszy cygaro, wyszedł wraz z Duplatem z restauracyi.
— Zrozumiałeś? — rzekł do niego, skoro znaleźli się na ulicy.
— Do czarta! Chcesz mnie więc zmienić na kościelnego szczura, plan nie zły, przysięgam!
Page:PL X de Montépin Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza.djvu/813
This page has not been proofread.