Doktor postąpił naprzód.
Lucyan szedł za nim.
Nagle młodzieniec cofnął się z okrzykiem przestrachu, przerażony, chwiejący tak, iż musiał wesprzeć się na ramieniu pana Giroux.
— Co panu jest... panie de Kernoël? — pytał tenże osłupiały tem niespodziewanem przerażeniem Lucyana.
Drżący na całym ciele, ze ściśnionym gardłem, zmienionemi rysami twarzy, oczyma nadmiernie otwartemi, a wlepionemi w oblicze nieszczęśliwej, która patrzyła nań zdając się go nie widzieć, młody lekarz asystent nie był w stanie przez kilka chwil przemówić i słowa.
Wreszcie wyjąknął złamanym głosem:
— Marya-Blanka!... Marya-Blanka!
— Pytam, co panu jest? — powtórzył doktor.
Lucyan wskazał ręką w stronę łóżka i z nadludzką siła zdołał wyjąknąć:
— Ta młoda dziewczyna...
— To cóż?
— Jak ona jest tu dawno? Powiedz mi doktorze... a spiesz z odpowiedzią, bo inaczej zwarjuję... Czuję, iż mięszać mi się w mózgu poczyna!
— Uspokójże się rzekł Giroux, przestraszony tym gorączkowym wzburzeniem jakiego nie odgadywał przyczyny.
Lucyan chwyciwszy go za ręce, ściskał je w palcach, jak w kleszczach, wołając:
— Odpowiadaj mi!... odpowiadaj! Od jak dawna to dziewczę jest w twoim domu?
— Od miesiąca — odparł Giroux, usiłując wyswobodzić pokaleczone swe ręce.
— Od miesiąca?... mylisz się pan!
— Ależ...
— Mówię, że się pan mylisz... bo to niepodobna!
— Dla czego?
— Mówisz pan, że to dziewczę jest tu od miesiąca, kiedy przed wczoraj, na kilka godzin przed moim wyjazdem z Paryża spotkałem ją na wschodach kościoła św. Sulpicyusza, a skoro przemówiłem do niej:
— Ach! on wyraźnie jest obłąkanym! — pomyślał do-
Page:PL X de Montépin Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza.djvu/838
This page has not been proofread.