Page:PL X de Montépin Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza.djvu/88

This page has not been proofread.

wódzcy oddziału, ustępowały przeszkody, jak za dotknięciem rószczki czarnoksięzkiej.
 Zatrzymano się przed głównem wejściem do wspaniałego zamku, istnie monarszej siedziby króla złota, Rotszylda. Tu straże były podwojone, a hasła bardziej obostrzonemi.
 Blasius Wolff, wszedłszy do marmurowego przysionka, znalazł się w obec służbowego kapitana, z którym wymienił kilka słów po niemiecku, wskazując na księdza d’Areynes. Kapitan skłonił się przed kapłanem, a zwracając się do Rajmunda.
 — Pan tu pozostaniesz — rzekł — a jego Wielebność niech raczy pójść za mną.
 Wikary przed odejściem spojrzał znacząco na Schlossa, jak gdyby powiedzieć mu pragnął:
 — Spokoju!... zimnej krwi... zapanowania nad sobą! Jeden ruch nierozważny, a nasze zamiary udaremnionemi zostaną!
 Poruszenie głowy nadleśnego, wskazywało, że odgadł znaczenie tego spojrzenia.
 Blasius Wolff zniknął.
 Ksiądz d’Areynes z prowadzącym go kapitanem, szedł głównemi wschodami z białego marmuru, gdzie znajdowały się porozstawiane warty, spoglądające na niego ciekawie. Wszedłszy do ogromnej sali na pierwszem piętrze, gdzie znajdowali się w wielkiej liczbie zebrani wyżsi oficerowie, kapitan z wikarym dążyli wielką galeryą oszkloną, na końcu której przed wysokiemi zamkniętemi drzwiami, dwunastu kuryerów w wysokich butach z ostrogami, gotowych do wyjazdu, oczekiwało na depesze, które za chwilę rozwieść mieli.
 Kapitan, otworzywszy połowę drzwi, wszedł z Raulem d’Areynes do sali przyjęć, gdzie kilku wojskowych wyższych stopni, siedziało w około stołu rozpatrując się w rozłożonych przed sobą mapach Francyi.
 Z pomienionego salonu przeszli do drugiego mniejszego, w którym dwaj kamerdynerzy w galowej liberyi stali nieruchomie, jak posągi. Kapitan, zbliżywszy się do jednego z nich, szepnął mu coś z cicha. Lokaj, złożywszy ukłon głęboki, uniósł gobelinową portjerę, przysłaniającą drzwi, po za któremi zniknął.