ny wszelako paraliżem wzrok jego, nic na razie poznać nie zdołał.
— Piotrze! zawołał na lokaja, znajdującego się w przyległym pokoju, — miałeś zawsze wzrok dobry, spojrzyj no w aleję i powiedz co tam widzisz?
Rénaud, przybiegłszy, wychylił się za okno.
— I cóż? — pytał d’Areynes.
— Panie hrabio.... widzę trzy cienie.
— A Trzy cienie? Tak jest, trzech ludzi. Podążają tu przyśpieszonym krokiem. I wpatrując się dalej, zawołał:
— Och! panie hrabio.... ja rozpoznaję ubiór duchownego!
— Ubiór duchownego?... jąkał hrabia, objęty wzruszeniem. — Miałżeby to być Raul?...
— Tak.... tak! to on! ja się nie mylę!... — wołał Piotr radośnie! Idzie tu z Rajmundem.... Doktor Pertuiset im towarzyszy!
Chory, nagłym ruchem, sam, o własnej sile zerwał się z krzesła. Przybycie wikarego wracało mu krzepkość i siłę.
— On!... on! — powtarzał załzawionym głosem. — Mój drogi Raul!... moje ukochane dziecię!... Otóż go zobaczę!... Ach! jakże Bóg jest miłosiernym, że mi pozwolił doczekać tej chwili.
Uspokój się pan, panie hrabio, zaklinam!... prosił Rénaud, zatrwożony wzruszeniem chorego i ująwszy go wpół, posadził na fotelu. — nie zapominaj pan o poleceniu doktora, mówił dalej. — Jedno zbyt żywe wstrząśnienie, zabić cię może!
— Ale nie takie.... nie takie! — odparł hrabia. — Ono może tylko wzmocnić!... ja to czuję!... Radość powraca życie!
W kilka minut później, dały się słyszeć szybkie kroki na wschodach i w korytarzu.
Piotr pobiegł drzwi otworzyć.
— Przybywaj pan.... panie Raulu, — wołał; — przybywaj co prędzej!
Kroki zbliżały się coraz bardziej i ksiądz d’Areynes okry-
Page:PL X de Montépin Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza.djvu/94
This page has not been proofread.