Ksiądz Raul zaprotestował poruszeniem ręki i chciał przemówić. Pan d’Areynes nie pozwolił, mówiąc z łagodnym uśmiechem:
— Tak, moje dziecko... na schyłku życia niestety! Przed kilkoma tygodniami, mogłem był sobie powiedzieć, że jeżelim już nie młody, znajduję się jeszcze w pełni sił i zdrowia. Co chcesz jednakże? cios, który uderzył w łono Francyi, rozdarł mi serce i to mnie zabiło! Piorunujący atak paraliżu był dla mnie zbyt ważną przestrogą, ażebym mógł jeszcze się łudzić co do długich dni moich. Dzięki staraniom Pertuiset’a nie umarłem, ale kto wie jak długo żyć będę? Powtórzenie się ataku, śmierć mi przyniesie, wiem o tem, jak i ty wiesz zarówno. Chwile mego istnienia są policzone. Całe te długie lata były dobrze użytemi przezemnie. Starałem się zawsze pełnić mój obowiązek, nie cofając przed ofiarą dla kraju i społeczeństwa. Moje sumienie jest spokojnem i czystem. Nie obawiam się śmierci, a skoro Bóg mnie wezwie do siebie, odpowiem jak stary wysłużony żołnierz: „Jestem“.
Tu przerwał, ażeby wytchnąć po tych słowach wyrzeczonych z gorącym ożywieniem.
— Nie mówmy o śmierci, proszę cię hrabio. — zawołał doktor — ostrzegam cię, że to szkodzi zwłaszcza po jedzeniu.
— Zmuszony jestem mówić o niej — odparł z uśmiechem starzec. — Jeśli zaś ztąd czujesz zaniepokojenie żołądka, kochany doktorze, zadzwoń na Piotra i każ sobie podać kieliszek „Kirszu“.
A zatem kończył, zwróciwszy się do wikarego — w przewidywaniu tych blizkich odwiedzin śmierci, wizyty przyznam, nie zbyt przyjemnej, winienem moje drogie dziecię uporządkować moje interesy. Dla tego to Rajmund sprowadził cię do mnie z Paryża, mój synu ukochany!... Mogę ci nadać to miano, ponieważ moje do ciebie przywiązanie było i jest bez granic!...
Wzrastając pod moją pieczą, rozwinąłeś w sobie wszelkie zalety duszy i serca, potrzebne mężczyźnie, i oto dzisiaj, ja, starzec, pochylam głowę przed tobą, jak przed człowiekiem zasługującym na cześć i poważanie! Posiadłeś moje serce, ma duszę, jesteś mną drugim, lecz
Page:PL X de Montépin Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza.djvu/97
This page has not been proofread.