kryły, a skała, z której spadły, wyglądała naga, jałowa, poszarpana, jak gdyby wszystkie pioruny niebieskie zostawiły na niej znak gniewu Bożego. Czem wyżej posuwaliśmy się ku Wengernalp, tem bardziej mgła dokoła nas się zgęszczała. Wkrótce droga nasza zginęła w oceanie chmur, co płynęły obok nas i zdawały się sprawiać sobie przyjemność pokrywając nam włosy wilgotną rosą i dotykając policzków dżdżystemi skrzydłami. Obiecany widok lodowców skrył się zupełnie przed naszym wzrokiem. Niekiedy tylko, w oddaleniu, spostrzegaliśmy jakby błyskawicę topiącą obłok: był to szczyt lodowy odsłonięty i skryty w tem samom okamgnieniu. Czasami także las zieleniący się wyłaniał się nagle z ciemności, albo białawe wody strumienia niesłychanymi wysiłki starały się rozproszyć cienie, co je otaczały. Lecz na ogół cieszyliśmy się mało pięknościami Jungfrau, która, jak mówią, jest przepyszna ze szczytu Wengernalpu. Mgła stawała się coraz gęstszą; nakoniec wszystkie promienie słońca, zduszone parami, zginęły co do jednego, a my straciliśmy jeden z najpiękniejszych widoków w Szwajcaryi. Za całą pociechę słyszeliśmy kilka razy huk lawin, podobny do grzmotu. Ciemność, w jakiej znajdowaliśmy się, zdwajała potęgę tych dźwięków imponujących i strasznych.
Po sześciogodzinnym marszu zeszliśmy w dolinę Grindelwaldu, którego imię przekraczając Alpy, leci z gałęzi na gałąź po całej Europie. Króluje tu wspaniała skała Wetterhornu. Czoło jej jest olśniewającej białości. Od podstawy do szczytu jest jakby z jednej bryły kamienia, a zieloność cofa się na jej widok; girlandy zieleni nie opasują jej.
Dwa ogromne lodowce, które zachowały kształt łoża potoków płynących przed wiekami tam, gdzie już dziś tylko śnieg i lód, zstępują do Grindelwaldu i swemi iskrzącemi się błękitnawemi stopami doty-
Page:PL Zygmunt Krasiński - Pisma Tom5.djvu/193
This page has not been proofread.