Page:PL Zygmunt Krasiński - Pisma Tom5.djvu/198

This page has not been proofread.

 Po wielu godzinach drogi, zeszliśmy w dolinę Rötherichsboden, która jest kotliną zamkniętą w kręgu gór, podobnych do wygasłych wulkanów. Nic nie może dać pojęcia o smutku tego miejsca. Zdaje się, że duch zniszczenia i spustoszenia tu tron swój ustawił. Dwa małe czarne jeziorka pleśnieją; naokół mnóstwo głazów i żwiru; nic nie rozwesela wzroku, wszystko mroczne, wszystko żałobne. Ani źdźbła zieleni, co pocieszyłoby oko, ani dźwięku strumienia czystego, srebrnego, coby ukołysało licho: żółte ściany, zielonawe otchłanie i Aar płynący z wściekłością między dwoma murami skalnymi; u góry blady lazur nieba z ostatnimi promieniami słońca, którego oddawna już nie było widać a siny rozciąga księżyc róg swój na horyzoncie. Dreszcz grozy przebiega tu nerwy.
 Stąd już niedaleko do schroniska Grimsel, zbudowanego z drzewa i położonego w najstraszniejszej okolicy, jaką sobie wyobrazić można. Jestem zatem na górze. Przed pięciu miesiącami byłem także na górze, lecz jakaż różnica! Wówczas każdy promień słońca Boskim ogniem przenikał mą duszę; teraz wszystkie promienie są mi obojętne i zimne.




Andermall, 26 sierpnia 1830, 11 w nocy.

 Wczesnym rankiem przy chłodzie dość znacznym wstąpiliśmy aż na wierzchołek Grimsel, skąd później zeszliśmy ścieżką między przepaści. W dole ujrzeliśmy olbrzymi lodowiec, skąd Rodan po raz pierwszy wychyla się na świat i, zrazu jako strumyk mały, rzuca się już z siłą w swój pęd wielkiej rzeki. Stamtąd z niemałym trudem wdrapaliśmy się na Furkę, i widzieliśmy z jej szczytu wszystkie łańcuchy lodowców Oberlandu: młodą i piękną Jung-