tło księżyca powleka bladością. Serce jego rozdarte wyrzutami znajdowałoby sympatyczne oddźwięki w hałasie potoku, który igra z przeszkodami i odłamy głazów wyrzuca z wściekłością. Zawieszony nad przepaścią mógłby topić w niej wzrok swój iskrzący i pysznem okiem śledzić fale białawe, które suną, niby grobowe kamienie huraganem wleczone. Ponure jego skrzydła mogłyby się kołysać między czarnemi skałami o najeżonych iglicach, a mgła, która spływa zwolna i sinym obłokiem ślizga się po stoczach, służyćby mogła za dyadem owijający się dokoła jego czoła dumnego. Tak, jest-li na ziemi, to tam być musi.
Dzisiaj rano przeszedłem Most Dyabelski przy odgłosie min, które wybuchały dokoła, wysadzając masy skał w powietrze. Było dużo robotników tłuczących kamienie, inni naprawiali drogę i niszczyli całe wrażenie tego dzikiego miejsca. Przeszedłem zatem szybko, rzucając rzadko spojrzenia, chciałem bowiem zachować nocny obraz nietknięty w wyobraźni. Droga przeprowadzona z wielką sztuką ponad długą, przepaścią, zaprowadziła nas do Altorfu, gdzie już rozpoczynają się wielkie wspomnienia Tella. Dwa jego posągi zdobią plac tego miasta. Później wypłynęliśmy na wspaniałe jezioro lucereńskie, które w rozlicznych skrętach to kryje się za tkaninę skał, to wyłania się z nich w szmaragdowych falach. Kaplica Gwilelma Tella, stoi na skalistym brzegu. Jest to mały budynek ozdobiony malowidłami; wewnątrz ma dwa ołtarze. Na murach starożytnych widać tyrana Gesslera i jego kapelusz, dalej strzałę z luku świszczącą nad głową dziecka, dalej jeszcze śmierć ciemiężcy. Opowiadają,