że Rytygier przybywa mi w goście; spętam go łuku cięciwą i strącę w podziemne lochy wężom na pokarm.“
W pałacu walą się stoły, palą się kobierce, puhary toczą się we krwi, z jękiem bohaterów odlatują dusze. Rytygier, syn Sigmunda, woła: „Szczęśliwym, szczęśliwym, Hakonie, bo dłonie ci obie uciąłem i rzucam w ogień twój domowy; szczęśliwym, że teraz mieczom długim przebijam ci piersi, a tobie, Eryku, niech służy ta strzała, tobie, Lovenskiold, puginał mój w sercu zostawiam na wieki — Hargaz, deptam po tobie na pamiątkę Gudruny!“
I na stosach ciał, na gruzach i zgliszczach, przy bladem księżycu dzieliliśmy łupy. Rytygier nam wszystkie odstąpił. Wziął tylko sobie głowę króla Hakona i wrócił do domu.
Niech żyje Rytygier, pan śmiertelnego cięcia!
Dzięki wam, moi. Teraz, Hagenie, odwilż usta w czarze pośmiertnej wroga i ten łańcuch zloty schwyć w powietrzu!
Co za chrapliwe dźwięki — czy słyszycie?
Na takim rogu dąć musi upiór myśliwiec[1], kiedy nocą przelatuje bory.
Co słychać?
Rycerz nieznajomy stoi u bramy zamkowej z nielicznym pocztem, o ile się nam wydało przy świetle latarni, — na hełmie smok obrzydliwy a twarz jego
- ↑ Upiór — myśliwiec — z podań północnych.